Historianaprawde.pl

Tajemnicza śmierć marszałka

Szacowany czas czytania: ...

Jaki był powód śmierci Andrzeja Benesza i co z tym wszystkim miał wspólnego skarb Inków?

Komunizm, będący w swej istocie systemem zbrodniczym, budowany był, także w Polsce, na krwi zamordowanych jego przeciwników, także tych potencjalnych. Struktury bezpieczeństwa Polski Ludowej likwidowały masowo jego wrogów, a gdy było to potrzebne nie wahały się używać przemocy także wobec wiernych towarzyszy „ujawniając” ich wrogie akurat pochodzenie czy też mityczne prawicowe odchylenia. „Pojechał w futerku, a przyjechał w kuferku” – drwiła w roku 1956 warszawska ulica na wieść o nagłej śmierci przebywającego z wizyta w Moskwie Bolesława Bieruta – Przewodniczącego KRN, Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej oraz I Sekretarza PZPR. Bierut w czasie pobytu w Moskwie zachorował na grypę i zapalenie płuc, a te okazały się dla niego śmiertelne. „Pojechał dumnie, a wrócił w trumnie” – rymowano wówczas w Polsce, a jako przyczynę śmierci tow. „Tomasza” podawano iż „zjadł ciastko z Kremlem”.
W późniejszych latach siłowe struktury PRL dopuszczały się wielu morderstw, których ofiarami padali działacze opozycji antykomunistycznej oraz księża katoliccy. Zamordowano między innymi Stanisława Pyjasa, Piotra Bartoszcze, ks. Jerzego Popiełuszkę czy ks. Leona Błaszczaka. Czy jedną z ofiar tzw. „nieznanych sprawców” był również ówczesny wicemarszałek Sejmu PRL oraz szef satelickiego wobec PZPR Stronnictwa Demokratycznego Andrzej Benesz?
Andrzej Benesz urodził się 14 lutego 1918 roku w Tarnowie. Po ukończeniu 8-letniego Gimnazjum Humanistycznego w Bochni w 1936 roku rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, które przerwał wybuch II wojny światowej. W okresie okupacji pracował jako robotnik przymusowy w zbiornicy jaj, a następnie jako kierowca. Działał też w ruchu oporu, jako żołnierz Armii Krajowej w Bochni.

Po zakończeniu wojny, Benesz ujawnił się w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Bochni, a następnie wstąpił do Komitetu Powiatowego Stronnictwa Demokratycznego w tym samym mieście. Wkrótce został sekretarzem Powiatowego Komitetu SD w Bochni, a następnie jego przewodniczącym oraz członkiem WK SD w Krakowie. Był jednocześnie radnym Miejskiej Rady Narodowej w Bochni, gdzie sprawował funkcję przewodniczącego Komisji Sanitarnej. Z czasem został powołany do pracy w aparacie partyjnym SD. Po przeprowadzce do Szczecina w roku 1946 został terenowym inspektorem Centralnego Komitetu SD przy szczecińskim Wojewódzkim Komitecie tej partii. Od 1948 roku pełnił funkcję sekretarza WK SD w Szczecinie. W roku 1952 Andrzej Benesz został wybrany sekretarzem WK SD w Koszalinie. Był radnym Wojewódzkiej Rady Narodowej, będąc członkiem Komisji Komunikacji i później Komisji Kultury. Dwa lata później, na Kongresie SD wybrano go na zastępcę członka Centralnego Komitetu SD. W 1957 roku wybrano go posłem na Sejm z obwodu koszalińskiego. W 1961 roku został członkiem Rady Naczelnej SD, a od 1962 – członkiem prezydium CK SD. W 1971 r. został wybrany wiceprzewodniczącym CK SD, a dwa lata później powierzono mu funkcję przewodniczącego CK. Od 1971 roku był wicemarszałkiem Sejmu PRL.

W latach 1969-1971 pełnił funkcję przewodniczącego Klubu Poselskiego SD i jednocześnie przewodniczącego Sejmowej Komisji Gospodarki Morskiej i Żeglugi. Komisja między innymi z jego inicjatywy zajmowała się takimi sprawami, jak: przemysł stoczniowy, przetwórstwo rybne, tramping oceaniczny, konteneryzacja, małe porty polskiego wybrzeża, następca „Batorego”, żegluga promowa do państw skandynawskich, problemy bytowe i socjalne marynarzy i rybaków oraz wiele innych.
Postać Andrzeja Benesza wiąże się także z interesującą legendą o skarbie Inków ukrytym na zamku w Niedzicy. Andrzej Benesz przedstawiał się bowiem jako prawnuk księżniczki Uminy, żony Tupaka Amaru II – przewódcy indiańskiego powstania w latach 1780-1781 w Peru. Opierając się na rodzinnych dokumentach stworzył legendę, jakoby na zamku tym w końcu XVIII wieku jego praprzodek Sebastian Berzeviczy wraz z grupą peruwiańskich uciekinierów spisał tajemniczy testament inkaski, będący aktem adopcji Antonia – syna księżniczki Uminy przez ród Beneszów mieszkający na Morawach. Kierując się wskazówkami z rodzinnych opowiadań i dokumentów w roku 1946 miał wykopać spod jednego ze stopni schodów prowadzących do zamku kipu czyli inkaskie pismo węzełkowe, wskazujące drogę do ukrytego olbrzymiego skarbu Inków. Skarbu tego jednak nigdy nie odnaleziono, a sam Benesz nie pokazał nigdy ani kipu, ani żadnych dokumentów uprawdopodobniających całą tę historię. O historii tej warto wspomnieć także dlatego, iż według krążącej legendy jego śmierć mogła być wynikiem tzw. klątwy inkaskich kapłanów, która przynieść miała nagłą śmierć każdemu, kto szukać miał ukrytego skarbu Inków. A Benesz nie tylko przez lata skarbu tego poszukiwał, ale i zginął tragicznie, w wypadku samochodowym w dniu 27 lutego 1976 roku. Czy jednak jego śmierć można przypisać nadprzyrodzonej klątwie, jaką ponad 150 lat wcześniej rzucić mieli inkascy kapłani?
Tragicznej śmierci Andrzeja Benesza kilka stron w książce zatytułowanej „Przeklęte łzy słońca” poświęca apologeta historii o złocie Inków w Niedzicy, nieżyjący już dziennikarz Aleksander Rowiński. Karty te wypełniają niemal w całości wspomnienia sekretarki Marszałka Sejmu Magdaleny Borkowskiej. Z kontekstu wynikało, że podejrzewała ona zamach. Żadne nazwiska jednak nie padają. Przypomniała sobie, iż na godzinę przed wyjazdem, Beneszowi zmieniono auto i szofera. Wcześniej jednak twierdziła, iż z jej szefem jechali, jak zawsze, ten sam kierowca i ten sam ochroniarz z BOR. Wedle jej słów wypadek wyglądał następująco: auto, którym jechał Andrzej Benesz, siedzący wbrew przepisom obok kierowcy, wymijało stojący na poboczu samochód ciężarowy z naczepą. W chwili wymijania z na przeciwka wyskoczył pędzący samochód, który spowodował uderzenie wozu służbowego w bok ciężarówki – między nią samą a przyczepą. Benesz zginął, a kierowcy i funkcjonariuszowi BOR nie stało się nic. Wedle niepotwierdzonej, jednoźródłowej informacji Andrzej Benesz wyjechać miał zaraz po tym, gdy podczas obrad zarządu Stronnictwa Demokratycznego, otrzymał karteczkę z nieustaloną wiadomością. Po jej odczytaniu przekazał prowadzenie narady swemu zastępcy i wyszedł z gmachu Stronnictwa. Godzinę później już nie żył.

Była sekretarka Andrzeja Benesza nie była jedyną, która nie wierzyła w przypadkowy zbieg okoliczności. Podobne podejrzenia formułowali członkowie Stowarzyszenia Bochniaków i Miłośników Ziemi Bocheńskiej, którzy w piśmie z dnia 28 grudnia 2017 roku napisali m.in.:

Andrzej Benesz zginął w 1976 r. w wypadku samochodowym na prostej drodze pod Kutnem. Nie znane są żadne wyniki jakiegokolwiek postępowania prokuratorskiego, chociaż wszyscy pozostali pasażerowie samochodu, który uległ wypadkowi przeżyli. Okoliczności tego wypadku budziły wówczas w Bochni sporo emocji. Po wydarzeniach z grudnia 1970 r. Sejm PRL VI kadencji powołał komisję z udziałem Andrzeja Benesza do zbadania okoliczności tragicznych wydarzeń „grudniowych” na Wybrzeżu w 1970 r. Nie ujawnione zostały żadne protokoły tego postępowania i nie wiadomo czy Benesz nie zadawał przesłuchiwanym funkcjonariuszom kłopotliwych pytań. Po jego śmierci tajemnicą poliszynela była – nigdy do tej pory nie sprawdzona informacja – czy mógł być to tzw. „mord polityczny” tuszowany przez ówczesne media rzekomą klątwą rzuconą przez inkaskich kapłanów za naruszenie tajemnicy skarbu Inków. Może więc Andrzej Benesz był ofiarą systemu komunistycznego, który także potępiamy. Zbadanie tej sprawy może pozwolić na pozytywną ocenę tej postaci.

Sugestii tej przeczy jednak fakt, iż Sejm VI kadencji nigdy nie powołał takiej komisji, o jakiej piszą członkowie Stowarzyszenia Bochniaków. W zasobie Archiwum Sejmu nie ma śladu jej istnienia, milczą o niej także wszystkie dotychczasowe publikacje poświęcone zbrodni komunistów z Grudnia 1970 roku.
Niemniej jednak, teza o celowym pozbawieniu życia Andrzeja Benesza znajduje swoje odbicie także i w innych dokumentach, jakie zachowały się w Instytucie Pamięci Narodowej. Przykładowo w teczce pracy Tajnego Współpracownika SB o pseudonimie „Kleszewski” czyli Przemysława Weissa, wpadłem na wzmiankę o prowadzonych w jego obecności rozmowach na temat śmierci marszałka Sejmu RP. W Informacji operacyjnej z dnia 20 marca 1976 roku, czytałem:

W kołach katolickich dalej lansuje się oszczerczą, niewiarygodną plotkę, że wicemarszałka Andrzeja Benesza, który zginął w przypadkowej katastrofie samochodowej, „zrobili”, to znaczy rozmyślnie spowodowali jego śmierć. Obciąża się tym nasze organa bezpieczeństwa. Jako argument podają [że] to było zderzenie czołowe i z samochodu, który rąbnął w samochód Benesza nikt nie zginął, byli tylko lekko ranni.

Sięgnąłem zatem do przepastnych zasobów Internetu i szukałem. Po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła „wypadek Andrzeja Benesza” wyskakuje informacja o odnalezieniu około 16 800 wyników. Po kilkudziesięciu minutach znalazłem pierwszą wartościową informację. Niestety tekst znajduje się na stronie „Gazety Wyborczej” i aby go przeczytać, należy wykupić prenumeratę. Tego nie zrobiłem, bowiem od wielu lat akurat tego czasopisma nie czytam. Miałem jednak wśród znajomych osobę, która, z racji swoich poglądów politycznych, powinna prenumeratę mieć wykupioną. Szybki kontakt przez komunikator internetowy i… tekst w pdf już otwierał się na ekranie mojego laptopa. Czytałem:

26 lutego 1976 r. w Krzesinie k. Kutna sierżant BOR Adam Karczewski, kierowca Andrzeja Benesza, wicemarszałka Sejmu i przewodniczącego Stronnictwa Demokratycznego, spowodował wypadek służbowym peugeotem. Benesz zginął na miejscu. Kierowca był pijany.

Co istotne na dole artykułu wypatrzyłem passus:

Korzystałem z nieopublikowanej jeszcze pracy Sławomira Bogackiego i Przemysława Turczyka, oficerów Biura Ochrony Rządu, którzy spisali dzieje BOR.

Miałem zatem imię i nazwisko kierowcy, dokładną lokalizację miejsca zdarzenia, informację, że kierowca był pijany, a także to co najcenniejsze: źródło wiedzy autora artykułu.
W Internecie odnajduję także archiwalny wpis „Coryllusa”, który wspominając o tym wypadku zwraca uwagę na jeszcze jedną, bardzo istotną rzecz, mianowicie natężenie ruchu samochodowego. Jak pisze „Coryllus”: „Gdyby dziś w wypadku zginął polityk tej rangi wszyscy wiedzielibyśmy od razu, że to prowokacja obcych służb lub zamach. Biorąc jednak rzecz na rozum stwierdzilibyśmy, że zawinił jakiś kierowca, że był zbyt duży ruch na drodze, może jechali nocą i nie zauważyli, że zjeżdżają na lewy pas? Różne rzeczy zdarzają się przecież na drogach. Tak powiedzielibyśmy dziś. Jednak ci, którzy pamiętają rok 1976, a ja pamiętam, wiedzą jakie było wtedy natężenie ruchu w takiej na przykład Warszawie. Pamiętacie filmy z tamtych lat? Te puste ulice i autobusy ogórki sunące środkiem Marszałkowskie? Mniemam, że pod Kutnem 26 lutego 30 lat temu ruch był jeszcze mniej intensywny. Oczywiście nie było wtedy obowiązku zapinania pasów bezpieczeństwa, samych pasów zresztą chyba też nie było. Coś mogło się zdarzyć. No ale to nie był samochód z Kowalskim w środku tylko z wicemarszałkiem Sejmu!”
Wróćmy jednak do informacji o stanie trzeźwości kierowcy. Sprawdziłem natychmiast czy praca będąca podstawą cytowanego artykułu ukazała się już drukiem. Minęło wszak niemal 8 lat od chwili, gdy na jej maszynopis powoływał się autor. Po chwili znałem odpowiedź. Książkę pod tytułem Ochrona władz państwowych w Polsce w latach 1918–2015 (wybrane zagadnienia) autorstwa Sławomira Bogackiego i Pawła Turczyka wydało drukiem w 2015 roku Biuro Ochrony Rządu. Była to zatem oficjalna już informacja.
Co ciekawe książki Bogackiego i Turczyka nie odnalazłem w żadnej bibliotece, nie ma jej także w ofertach księgarni. Szczęśliwie przypomniałem sobie, iż jej współautor – Sławomir Bogacki, napisał swego czasu wraz z Robertem Kudelskim ciekawą książkę poświęconą podwodnym poszukiwaniom zatopionych w końcowych miesiącach II wojny światowej w jeziorach Warmii ładunków przewożonych przez Niemców. Natychmiast skontaktowałem się więc z Robertem, prosząc go o uzyskanie informacji dotyczących interesującego mnie wypadku drogowego. Po kilku dniach otrzymałem od niego wiadomość, iż Sławomir Bogacki w tej sprawie opierał się na informacjach współautora Przemysława Turczyka oraz innych byłych funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu. Dokumentów jednak żadnych nie widział. Dla mnie to za mało, aby faktycznie stwierdzić iż tak było, stąd też postanowiłem dokonać kwerendy w archiwum IPN. Tam odnalazłem teczkę personalną funkcjonariusza SK Adama Karczewskiego. TEGO Adama Karczewskiego.

Jak wynikało z akt osobowych, urodzony 11 listopada 1927 roku w Wieliczce Adam Karczewski z wnioskiem o przyjęcie go do pracy w charakterze kierowcy samochodowego zwrócił się do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w dniu 6 kwietnia 1963 roku. Był wówczas zatrudniony w warszawskim MPO jako kierowca Akcji Zimowej i nie nazywał się jeszcze wtedy Karczewski, ale Chla. Nazwisko zmienił w 1967 roku.
Do pracy w Biurze Ochrony Rządu MSW w charakterze funkcjonariusza Milicji Obywatelskiej na stanowisko kierowcy, został przyjęty w dniu 15 czerwca 1963 roku. Stale awansując, w lipcu 1973 roku został mianowany starszym sierżantem MO. 16 stycznia 1970 roku Adam Karczewski został przyjęty w poczet członków Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Został odznaczony Srebrną i Złotą Odznaka „Wzorowy kierowca”, Brązowym Krzyżem Zasługi oraz Odznaką „10 lat w służbie Narodu”. Z zachowanych w aktach Wniosków personalnych wynikało, iż był kierowcą posiadającym znaczne doświadczenie zawodowe, z dobrze opanowaną techniką jazdy. W służbie wykazuje duże zdyscyplinowanie i powagę. W sporządzonym na rok przed wypadkiem, w wyniku którego zginął Andrzej Benesz uzasadnieniu do Wniosku o nadanie Złotej Odznaki „Wzorowy Kierowca” Dyrektor Biura Ochrony Rządu gen. bryg. Jan Górecki napisał:

Karczewski Adam pracuje w BOR od 1963 roku. W okresie tych kilku lat dał się poznać jako zdyscyplinowany i dobry pracownik. Powierzone mu zadania wykonuje dobrze. Posiada dobre przygotowanie teoretyczne i praktyczne do wykonywanego zawodu, dba o powierzony mu sprzęt. Jest koleżeński. Członek PZPR.

Następnym jednak dokumentem dotyczącym Karczewskiego, jaki trafił na biurko generała Góreckiego był wniosek Prokuratury Wojewódzkiej w Płocku z prośbą o przesłanie opinii służbowej o tym właśnie funkcjonariuszu. Ta potrzebna była dla śledztwa, jakie prokuratura wszczęła przeciwko pracownikowi BOR, przedstawiając mu zarzut popełnienia w dniu 26 lutego 1976 roku w Krzesinie koło Kutna przestępstwa z art. 145 §2 k.k.. W Opinii, jaka została wówczas sporządzona w MSW i przesłana do Prokuratury mogłem przeczytać:

St. sierż. Karczewski Adam w resorcie spraw wewnętrznych pracuje od dnia 15 czerwca 1963 roku. Po wstępnym okresie służby i nabyciu doświadczenia w pracy brał udział jako kierowca w wielu akcjach o charakterze ogólnopaństwowym, wywiązując się z powierzonych zadań dobrze. Zrównoważony i spokojny. Mimo dużej praktyki w kierowaniu różnego typu samochodami szybkobieżnymi – styl jego jazdy daleki był od brawury i elementów ryzyka. Nie zanotowano też w okresie czternastoletniej służby żadnych informacji organów kontroli ruchu drogowego o jakimkolwiek naruszeniu przez w/wym. przepisów ruchu drogowego. Uczestniczył tylko raz w dniu 12.02.1965 roku z własnej winy w niegroźnym w skutkach wypadku drogowym, w którym strata z tytułu uszkodzenia samochodu wynosiła około 350 złotych. W pracy społecznej udziela się w miarę możliwości służby. Ustabilizowany w życiu rodzinnym. Należy do grona cenionych funkcjonariuszy jednostki, w której pełni służbę. Za całokształt odznaczony Srebrną i Złotą Odznaką „Wzorowy Kierowca” oraz Brązowym Krzyżem Zasługi.

Co ciekawe, obowiązujący wówczas Kodeks Karny w paragrafie 2 artykułu 145 będącym podstawą wszczęcia śledztwa stanowił, iż jeżeli następstwem naruszenia zasad bezpieczeństwa ruchu jest śmierć, ciężkie uszkodzenie ciała lub ciężki rozstrój zdrowia innej osoby, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat. Z kolei §3 tego artykułu precyzował, że jeśli sprawca popełni wyżej wymieniony czyn w stanie nietrzeźwości to podlega karze surowszej – od roku do lat 10. Czy zatem kierowca był trzeźwy czy nie?
Odpowiedź na to pytanie przyniósł dokument z dnia 12 kwietnia 1978 roku. Otóż w dniu tym Adam Karczewski zwrócił się pisemnie do Departamentu Kadr MSW w Warszawie z prośbą o przyjęcie go do pracy w resorcie MSW na stanowisko pracownika fizycznego /do RCJ PESEL/1. W uzasadnieniu napisał:

Prośbę motywuję tym, że w obecnej chwili jestem funkcjonariuszem MO w stanie spoczynku i pragnę podjąć pracę zarobkową w celu poprawy stanu samopoczucia oraz warunków materialnych.

Prośba ta nie zyskała jednak akceptacji Departamentu Kadr MSW, a uzasadniając negatywną opinię Dyrektor Wydziału I Departamentu Kadr MSW napisał:

Proponuję podanie załatwić odmownie. W/w Wyrokiem Sądu Powiatowego dla m. st. Warszawy Wydz. XII Karny (…) z dnia 27.10.76 r. został skazany z art. 145§2 K.K. i 43§1 K.K. na 2 lata i 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata, zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych na 3 lata – art. 73§1 K.K., 74 §1 K.K. i 75§1 K.K. oraz grzywnę 20.000 zł – za spowodowanie wypadku samochodowego w stanie nietrzeźwym, przy nadmiernej szybkości w wyniku czego 1 osoba poniosła śmierć, a dwie osoby były ranne (wypadek w czasie służby w MO).

 

Pomimo tego, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych PRL nie wyciągnęło wobec Adama Karczewskiego żadnych konsekwencji, z dyscyplinarnym zwolnieniem z pracy włącznie. Jak wynika z innych pozostałych w teczce materiałów, już 1 października 1976 roku, a więc na niemal cztery tygodnie przed ogłoszeniem wyroku w jego sprawie do Wydziału Kadr Biura Ochrony Rządu wpłynęło pismo z Polikliniki Rejonowej Zarządu Zdrowia MSW, w którym Przewodniczący Komisji Lekarskiej MSW płk. lek. med. W. Kowalczyk informował, iż Adam Karczewski choruje od dnia 27 lutego 1976 roku.

Ze względu na brak ewidentnej poprawy w stanie zdrowia w/w winien być skierowany do Wojewódzkiej Komisji Lekarskiej MSW w Warszawie celem orzeczenia dalszej przydatności do pracy.

Tak też się stało i w dniu 19 maja 1977 roku Wojewódzka Komisja Lekarska MSW wydała Orzeczenie nr 19/0/II/77, w którym stwierdzono, iż w wyniku wypadku samochodowego u Adama Karczewskiego rozpoznano:

Przewlekły pourazowy zespół cerebrasteniczny z elementami encefalopatii. Klinowate zniekształcenie trzonu D5 z zespołem bólowym i ograniczeniem ruchomości kręgosłupa lędźwiowego oraz II, III i IV kości lewego śródręcza z osłabieniem siły chwytu ręki. Nieznacznie tkliwe przy obmacywaniu blizny w skórze owłosionej głowy.

Komisja określiła procent uszczerbku na zdrowiu funkcjonariusza, który wynieść miał aż 65%, a co za tym idzie uznała Adama Karczewskiego za trwale niezdolnego do służby w MO. Przyznano mu także grupę inwalidzką.

Stan zdrowia badanego nie pozwala na dalszą służbę w MO i ogranicza zdolność do innego zatrudnienia, co uzasadnia zaliczenie do 3-ej grupy inwalidzkiej w związku ze służbą w MO. Inwalidztwo trwałe ze względu na charakter schorzeń i wiek badanego.

W 1978 roku Adamowi Karczewskiemu przyznano milicyjną rentę inwalidzką w kwocie 5 355 zł miesięcznie. Przeciętne wynagrodzenie wynosiło wówczas 4 887 zł. Wypłatę przyznanej renty jednakże zawieszono z uwagi na pobieranie korzystniejszej emerytury milicyjnej. Ta bowiem została mu przyznana w kwocie aż 6 069 zł. Adama Karczewskiego nie zwolniono bowiem dyscyplinarnie z BOR, ale pozwolono mu – w związku ze złym stanem zdrowia, jak również wymaganym stażem pracy – odejść na emeryturę. Dodatkowo wypłacono mu w maju 1977 roku pełną odprawę pieniężną w wysokości 44 690 zł, a w dniu 18 października 1977 roku kwotę jednorazowego odszkodowania za uszczerbek na zdrowiu w wysokości 45 541 zł!
Ze służby Adam Karczewski odszedł na emeryturę w dniu 31 maja 1977 roku, a więc po 7 miesiącach od skazania go za spowodowanie wypadku w stanie nietrzeźwym. W ostatniej opinii służbowej, wystawionej w dniu 21 lipca 1977 ppłk Michał Czerniakiewicz, Inspektor Wydziału II Departamentu Kadr MSW napisał:

St. sierż. Adam Karczewski (…) w okresie służby z nakładanych obowiązków służbowych wywiązywał się dobrze. Posiada dobrą praktykę do wykonywania zawodu kierowcy. Dba o powierzony sprzęt pod względem technicznym i estetycznym. W codziennej pracy uczynny i koleżeński. Członek PZPR. Odznaczony Złotą Odznaką „Wzorowy kierowca”.

O tragicznym w skutkach wypadku pod Kutnem spowodowanego przez „wzorowego kierowcę” ani słowa…
Co równie ciekawe, na przebieg procesu Adama Karczewskiego nałożony został ogólnopolski zapis cenzorski. Urząd Kontroli Prasy i Widowisk zakazał mediom pisania o tym co działo się na sali sądowej. Zasadnym zatem staje się postawienie pytania dlaczego komunistyczna władza tak łagodnie potraktowała Adama Karczewskiego, nie wyciągając wobec niego niemal żadnych konsekwencji? Nie wiem, czy tego typu praktyki stosowane były w MSW zawsze, czy też w taki sposób potraktowano tylko tego akurat funkcjonariusza BOR i SB. Oczywiście pamiętam jak tuszowano zbrodnie na Grzegorzu Przemyku, czy ks. Jerzym Popiełuszce. W przypadku Przemyka zamknięto przecież w więzieniu całkowicie niewinnych ludzi, sanitariuszy karetki, którzy mieli rzekomo pobić młodego człowieka. Wszystko po to, aby uchronić milicjantów i wizerunek komunistycznego MSW. Dlaczego jednak chroniono, a nawet można by rzec nagrodzono finansowo Karczewskiego, który prowadząc auto w stanie nietrzeźwym spowodował wypadek, w którym zginął wicemarszałek Sejmu PRL? Tego chyba nie dowiemy się już nigdy.

 

Maciej Bartków

Skip to content