115 lat temu urodził się najsłynniejszy łowca nazistów
- Krzysztof Drozdowski
- Data:2024-01-02
- Kategoria:II wojna światowaWyróżnione
Największą sławę wśród łowców nazistów zyskał Simon Wiesenthal. Przyniosła mu ją w dużej mierze rola, jaką odegrał w schwytaniu Adolfa Eichmanna.
Wiesenthal urodził się 31 grudnia 1908 roku w Buczaczu, leżącym wówczas na terenie Austro-Węgier. W trakcie I wojny światowej stracił ojca. Wówczas wraz z matką przeniósł się na krótko do Wiednia. Gdy matka znalazła kolejnego adoratora wróciła z dziećmi do rodzinnej miejscowości. Tu przyszły łowca nazistów rozpoczął swoją edukację i w 1928 roku zdał maturę.
Dalsze kroki skierował w kierunku Politechniki Lwowskiej, gdzie chciał studiować na wydziale architektury. Jednakże nie został przyjęty na studia z powodu zastosowania nieformalnej wówczas zasady numerus clausus, która polegała na ograniczeniu liczby studentów uniwersytetów, a była motywowana przyczynami politycznymi lub czysto praktycznymi. W Europie środkowej często tę zasadę stosowano w odniesieniu do Żydów.
Wiesenthal wyjechał więc na studia do Pragi i tam ukończył je w 1932 roku. Potem zamieszkał we Lwowie, gdzie do wybuchu II wojny światowej prowadził własną firmę architektoniczną. Dobre życie skończyło się wraz z wkroczeniem do Lwowa Armii Czerwonej. Sowieci natychmiast przystąpili do ustanawiania swoich porządków. Uderzono wówczas głównie w duchownych, polskich żołnierzy oraz inteligencję, do której zaliczał się Wiesenthal. Represje dotknęły całą jego rodzinę – aresztowano m.in. teścia, a brat jego żony został zastrzelony przez NKWD. Sowieci znacjonalizowali też cały przemysł i odebrali własność prywatną. Wiesenthal stracił więc swoją firmę i aby się utrzymać, musiał podjąć jakąkolwiek pracę. Udało mu się znaleźć zatrudnienie w państwowej fabryce, gdzie został mechanikiem. Rosjanie jednak tak łatwo nie odpuszczali. Wiesenthal został wciągnięty na listę osób przeznaczonych do wywózki na daleki wschód. Nie doszło do tego, gdyż udało się mu przekupić jednego z enkawudzistów.
Po pierwszej fali terroru można było poczuć się nieco bezpieczniej. Stan ten trwał do czerwca 1941 roku, kiedy III Rzesza rozpoczęła operację „Barbarossa”. Jak wiadomo, obok komunistów Żydzi byli jej głównym wrogiem ideologicznym. Na społeczność żydowską we Lwowie nałożono więc kontrybucję w wysokości dwudziestu milionów rubli. Jednocześnie Niemcy nie powstrzymywali się przed pogromami, do czego wykorzystywali również miejscową ludność ukraińską. 6 lipca Szymon Wiesenthal znalazł się w grupie osób przeznaczonych do stracenia. Przed śmiercią uratował go dawny znajomy, ówczesny członek policji ukraińskiej.
Kiedy Niemcy rozpoczęli budowę getta, nie było dnia, by ktoś z żydowskiej społeczności Lwowa nie stracił życia. Zginęły m.in. teściowa i matka Wiesenthala. On sam jesienią 1942 roku, pracując na kolei, nawiązał kontakt z polskim podziemiem. W zamian za podanie informacji o niemieckich pociągach, zdobył dla swojej żony fałszywe dokumenty, które pozwoliły jej bezpiecznie wyjechać do Warszawy. W kwietniu 1943 roku jedynie cudem uniknął rozstrzelania. Z okazji pięćdziesiątych czwartych urodzin Adolfa Hitlera komendant obozu zamierzał zabić pięćdziesięciu czterech Żydów. Wśród nich znalazł się również Wiesenthal. Stał nagi w grupie osób czekających na strzał i w tym momencie los uśmiechnął się do niego po raz kolejny. Został wywołany z tłumu i kazano mu się udać z powrotem do obozu. Był uratowany.
Jak sam wspominał: Zataczałem się jak pijany, Koller spoliczkował mnie dwukrotnie i przywrócił do rzeczywistości. Nagi ruszyłem z powrotem (…) Za mną znowu rozległy się odgłosy strzałów, ale ucichły na długo przedtem, nim dotarłem do obozu.
Wkrótce po tym wydarzeniu Wiesenthal uciekł z obozu. Pomocny okazał się jego poprzedni wybawiciel, starszy inspektor kolejowy Adolf Kohlrautz, zdeklarowany antynazista. Wiesenthal przez trzy kolejne miesiące ukrywał się w pobliskich wsiach. Został jednak złapany i odstawiony do obozu, gdzie poddano go brutalnemu przesłuchaniu. Doprowadzony do skraju wytrzymałości, podjął próbę samobójczą. Według jego relacji przed kolejnym przesłuchaniem na posterunku Gestapo miał podciąć sobie żyły żyletką. Nie ujawnił jednak, skąd miałby ją wziąć, stąd wielu badaczy poddaje wątpliwość tę opowieść.
Wiesenthal miał zostać wówczas przewieziony do pobliskiego szpitala więziennego, gdzie przebywał około miesiąca. Następnie Niemcy przenieśli go z powrotem do obozu janowskiego. Ze względu na zbliżający się front tamtejszych Żydów przetransportowano do obozu w Płaszowie, gdzie komendantem był Amon Goeth. Tutaj również trwały już prace nad zacieraniem śladów zbrodni i przygotowaniem do ewakuacji. Wiesenthal pracował przy mieleniu zwłok.
W listopadzie 1944 roku przeniesiono go do przeludnionego obozu Gross-Rosen. Początkowo pracował przy obieraniu ziemniaków. W styczniu roku 1945 wszyscy więźniowie wyruszyli piechotą w trasę liczącą dwieście pięćdziesiąt kilometrów do obozu w Chemnitz, skąd przeniesiono ich dalej do Buchenwaldu.
7 lutego 1945 r. Wiesenthal trafił do KL Mauthausen. Z racji wyczerpania, wychłodzenia i infekcji, która pustoszyła jego organizm, został skierowany do „bloku śmierci”, gdzie, jak podawał w swoich wspomnieniach, przeleżał trzy miesiące, aż do uwolnienia 5 maja 1945 roku. Ważył wówczas około pięćdziesięciu kilogramów. Szybko jednak powrócił do pełni sił, dzięki opiece amerykańskich medyków.
Po powrocie do zdrowia zajął się kwestią odpowiedzialności zbrodniarzy wojennych. Skierował do Amerykanów pismo z prośbą o możliwość uczestniczenia w śledztwie w sprawie zbrodni niemieckich. Wskazał również dziewięćdziesiąt jeden osób, które według niego powinny zostać osądzone i ukarane. Współpraca z Amerykanami nie spełniła jednak jego oczekiwań, toteż postanowił działać samodzielnie.
W 1947 roku założył Żydowskie Centrum Dokumentacji Historycznej, które miało zajmować się gromadzeniem dokumentów i relacji świadków niemieckich zbrodni. Rok wcześniej wszedł w posiadanie dokumentacji dotyczącej zbrodni Adolfa Eichmanna. Otrzymał ją od izraelskiego dyplomaty Ashera Ben Nathana. Szkopuł tkwił jednak w tym, że nikt nie posiadał zdjęcia Eichmanna. Po pół roku starań taką fotografię udało się zdobyć. Dzięki Dieterowi Wislicenymu pozyskano adres kierowcy Eichmanna z czasów wojennych, który utrzymywał kontakty z jego kochanką byłego szefa.
Wiesenthal dowiedział się, że Vera Eichmann złożyła w sądzie podanie o uznanie jej męża za zmarłego. Gdyby sąd przychylił się do jej wniosku, Eichmann zostałby automatycznie usunięty wszystkich rejestrów poszukiwanych zbrodniarzy wojennych. Po co szukać kogoś, kto oficjalnie nie żyje? Wiesenthal przeczuwał jednak, że jego cel żyje nadal. Utwierdził się w tym w 1951 roku, kiedy Vera wyjechała z Europy do Argentyny. Odszukał wówczas jej matkę, od której dowiedział się, że fałszywe nazwisko Eichmanna to Ricardo Klement. Był to kolejny wielki przełom w poszukiwaniach, które ostatecznie doprowadziły do porwania Eichmanna, jego przetransportowania do Izraela i wymierzenia sprawiedliwości.
Nazwisko Wiesenthala na stałe znalazło miejsce w podręcznikach historii, co otworzyło mu możliwości dalszego działania. Łącznie przyczynił się do schwytania ponad tysiąca zbrodniarzy nazistowskich, w tym m.in. komendanta obozu w Treblince Franza Stangla, który ukrywał się w Brazylii.
W 1954 roku zamknął swoje Centrum, jednak do końca życia pozostał na firmamencie i dążył do wykluczenia z życia społecznego oraz rozliczenia ze zbrodni kolejnych Niemców i Austriaków.
Za to też ze strony niektórych austriackich polityków spotykały go szykany. Jedyną wartością prawie pięciu dekad mojej pracy jest ostrzeżenie dla przyszłych morderców, że nigdy nie zaznają spokoju – mówił w wywiadzie dla Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Zmarł w Wiedniu 20 września 2005 roku, w wieku dziewięćdziesięciu sześciu lat.
Fragment książki K. Drozdowskiego, Ostatnie tajemnice nazistów, Poznań 2023, wyd. Replika.
książkę możesz kupić klikając na poniższy link: