Historianaprawde.pl

Ciało komendanta zawisło na drutach, czyli jak skończyli główni oprawcy z Mauthausen

Szacowany czas czytania: ...

Obóz koncentracyjny Mauthausen zbudowali więźniowie własnymi rękoma latem 1938 roku, na rok przed wybuchem drugiej wojny światowej. Budowniczy trafili tam „z własnej woli” głównie z obozu koncentracyjnego w Dachau. Oficjalny termin otwarcia obozu wyznaczono na 9 sierpnia 1938 roku. Do końca grudnia za drutami znalazło się nieco ponad tysiąc więźniów, głównie z Austrii i Niemiec. W pierwszej połowie kolejnego roku dołączyli do nich masowo więźniowie polityczni z Niemiec i Czech, skazani za przestępstwa pospolite, badacze Pisma Świętego, homoseksualiści, Cyganie. Łącznie do końca wojny w strukturze Mauthausen było sto jeden jednostek w osiemdziesięciu trzech miejscowościach. Na początku 1945 roku łączna liczba więźniów tych wszystkich jednostek dochodziła do 85 tysięcy, z czego największym obozem był Gusen liczący 26 311 wynędzniałych, głodnych, chorych i przerażonych niewolników w pasiakach. W ciągu kilku lat wojny przez austriackie obozy podporządkowane Mauthausen przeszło blisko dwieście tysięcy więźniów, spośród których zamordowanych zostało co najmniej 108 500 osób.

Najważniejszą osobą w Mauthausen, a co za tym idzie zwierzchnikiem wszystkich podobozów na terenie całej Austrii był urodzony w 1905 roku Franz Ziereis. Kiedy w 1936 roku wstępował do SS miał już 31 lat i dwunastoletni staż zawodowego żołnierza. W SS zaczynał karierę jako instruktor szkolenia bojowego, ale szybko odnalazł się jako oficer w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen, gdzie poznał szczegóły techniczne niemieckich metod eksterminacji więźniów. W praktyce mógł je przetestować jako blockführer w obozie koncentracyjnym Dachau. 17 lutego 1939 roku otrzymał nominację na komendanta obozu Mauthausen i awans do stopnia kapitana. Przez cały okres wojny pełnił funkcję zwierzchnika tego obozu i wszystkich jego podobozów. Otrzymywał liczne odznaczenia, był szanowany, doceniany i nagradzany za determinację w eksterminacji więźniów. Od lata 1939 roku był dowódcą jednostki SS-Totenkopfsturmbann, która w marcu 1945 roku liczyła blisko tysiąc SS-manów, lotników, marynarzy i policjantów, a równocześnie był szefem specjalnego sądu dla tejże jednostki, co pozwalało mu chronić nazistów oskarżanych czasem o różne zbrodnie przez ludzi naiwnie wierzących w wojenną sprawiedliwość Niemców. Stanisław Nogaj pisze o nim wprost: „Był tego rodzaju typem bestii ludzkiej, że drżeli przed nim nie tylko więźniowie, ale i podwładni mu żołnierze i oficerowie. Nierzadko oficerom swoim wymyślał od ostatnich i mieszał ich z błotem, traktując ich jak więźniów i to w obecności więźniów” (S. Nogaj, Gusen, Katowice 1945, s. 97). Dobosiewicz (S. Dobosiewicz, Mauthausen/Gusen, obóz zagłady, 1977, str. 69) cytuje syna Ziereisa: „Ojciec na moje urodziny kazał ustawić przede mną 40 więźniów, dał mi rewolwer, a ja zastrzeliłem tych 40 więźniów jednego po drugim, bo musiałem nauczyć się strzelać do żywych celów”. Niemiec uwielbiał mordować, robił to za pomocą wydawanych rozkazów, ale i własnoręcznie. Zabijał więźniów karabinem, rewolwerem, ale też osobiście prowadził autokar, w którym mordowano więźniów gazem.

Drugim zwyrodnialcem był komendant Gusen, Karl Chmielewski – Niemiec urodzony w 1903 roku we Frankfurcie nad Menem, od 1930 roku członek SS. Był panem życia i śmierci więźniów Gusen od pierwszych dni budowy obozu. Ze względu na wyjątkowe okrucieństwo, z którego czerpał osobliwą przyjemność, Chmielewskiego nazywano „diabłem z Gusen”. Był autorem „Totbadeaktion”, czyli mordowania więźniów tak zwanymi kąpielami. Akcja trwała od końca września 1941 roku do stycznia 1942. Polegała na tym, że chorych i niezdolnych do pracy więźniów prowadzono setkami do łaźni, gdzie puszczano na nich lodowatą wodę. Po półgodzinnej „kąpieli” spora część więźniów ginęła, w czym pomagali SS-mani i kapowie bijący pałkami i kijami oblewanych wodą niewolników. Ci, którzy przeżyli samą „kąpiel”, zwykle umierali później na zapalenie płuc. Łącznie szacuje się, że zamordowano w ten sposób około dwóch tysięcy więźniów. Teofil Czypionka, na łamach „Rycerza Niepokalanej” (styczeń 1949) opisał jak zapamiętał jedną z „kąpieli śmierci”: „Oczom naszym przedstawia się straszny widok: SS-mani i kapowie wpędzili z bloku nr 32 do lodowej kąpieli około 130 ludzi, najwięcej wychudłych biedaków, nago. W kąpieli zatkano otwory do odpływu wody, jest strasznie zimno. SS-mani i kapowie krzyczą na jeńców, każą im włazić do zmrożonej wody, a gdy to nie pomaga, kopią i biją ich po nagich plecach, nawet, po brzegu podwyższonym, puszczają całym pędem, żelazny wózek o dwóch kołach, i wtrącają resztę do zimnej wody. Teraz każą im się pokłaść i zanurzać, nawet głowy; kto się opierał, bito go żelazną łopatą w plecy lub głowę. Tylko ludzie bez Boga mogli dopuścić się podobnej zbrodni. Powstaje straszna rozpacz, każdy widzi, że trzeba się raptownie rozstać z tym życiem, że wszyscy będą potopieni: ojcowie rodzin, synowie, starcy, już i tak od głodu wycieńczeni i niezdolni do pracy (…)”

Tomasz Cieślak z Oddziałowego Biura Edukacji Narodowej Instytutu Pamięci Narodowej w Poznaniu opisał sylwetkę komendanta Chmielewskiego tak: „Więźniowie Gusen, ci którzy przeżyli obóz, a było ich niewielu, zapamiętali go jako okrutną bestię. O jego pijackich wybrykach, od których odcinał się sam Franz Ziereis, komendant KL Mauthausen, krążyły mroczne legendy. Były one nie do przyjęcia także dla niektórych SS-manów. Mimo to w obozie morderstwa i praca ponad ludzkie siły były na porządku dziennym. „Krzyżowano” także więźniów. Polegało to na wiązaniu im rąk i wieszaniu na drzewach. W obozie podawano także trucizny, praktykowano eksperymenty medyczne na więźniach, topiono w beczkach z wodą oraz mordowano za pomocą kamieni. Nie mogło to się jednak równać ze zbrodniczymi seansami samego komendanta. Podpity Chmielewski wraz ze swoimi ludźmi, kryminalistami i sadystami na czele, często wpadał w szeregi stojących podczas apelu więźniów i wraz z podległymi sobie ludźmi mordował ich z zimną krwią. Więźniowie zabijani byli bezpośrednio pałkami, poddawani okrutnej chłoście batami (nawet do 150 uderzeń), miażdżeni ciężkimi butami, okrutnie katowani bez powodu” (artykuł opublikowany na łamach portalu IPN: https://poznan.ipn.gov.pl).

Po wojnie Chmielewski ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem. W 1953 roku został przez niemiecki sąd skazany za morderstwa popełnione w obozie Gusen na… rok więzienia. Kolejny proces odbył się w 1961 roku. Został wówczas za 282 morderstwa skazany na dożywotnie pozbawienie wolności, ale w 1979 roku był już na wolności. Zmarł w grudniu 1991 roku.

Panem życia i śmierci nad obozami Mauthausen i Gusen był komendant Franz Ziereis, stolarz z zawodu. Jego sumienie obciąża śmierć dwustu tysięcy więźniów. Krótko przed wyzwoleniem obozu uciekł z żoną i synem, ukrył się w górach Górnej Austrii. 23 maja 1945 roku został schwytany przez amerykańskich żołnierzy i postrzelony podczas próby ucieczki. Przewieziono go do Gusen, gdzie w szpitalu zmarł. Zwłoki wydano więźniom, którzy powiesili je na drutach obozu. Na martwym ciele komendanta wycinali nożami swastyki, runy SS i trupie główki. Zakopano go w dole, przy szosie nieopodal obozu.

Skip to content