Historianaprawde.pl

Eksperymenty na powstańcach

Szacowany czas czytania: ...

Powstańcy Warszawscy bez wątpienia byli żołnierzami i jako takim zgodnie z prawem międzynarodowym przysługiwały im pewne uprawnienia nawet wtedy, gdy dostali się do niewoli. Niemcom jednak daleko było od wzorca wojskowego honoru. Złapanych powstańców nie traktowali bynajmniej jak jeńców wojennych. O ile nie byli oni mordowani na miejscu, to według rozkazu SS-Opengruppenführera Ericha von dem Bacha Zelewskiego wywożono ich do obozów koncentracyjnych. Takich jak Stutthof, gdzie następnie byli poddawani zbrodniczym eksperymentom pseudomedycznym.

W książce „Stutthof. Eksperymenty pseudomedyczne w relacjach więźniów” przytaczam kilka takich przykładów konkretnych osób biorących udział w Powstaniu. Jedną z nich jest Barbara Ch., Baśka (IPN GK 927/4764) – tak mówili na nią przyjaciele walczący w Powstaniu Warszawskim – urodziła się w 1925 roku. Przed wojną zaczęła studiować medycynę, więc w czasie Powstania była sanitariuszką w pułku „Baszta”, batalion „Bałtyk”. W sierpniu została poważnie ranna w szyję, ale nie poddała się, walczyła do końca. W niemieckie ręce wpadła w dniu kapitulacji Mokotowa, 27 września 1944 roku. W powstańczym, poszarpanym mundurze została razem z innymi żołnierzami Armii Krajowej zaprowadzona do obozu w Pruszkowie. Niemcy nie przejmowali się Konwencją Genewską i własnymi deklaracjami. Basi nie przysługiwały żadne prawa jeńca wojennego. Prosto z Pruszkowa została przewieziona do Stutthofu, gdzie dostała numer 101973. Zakwaterowano ją w bloku sąsiadującym z blokiem śmierci. Pracowała przy obieraniu ziemniaków. SS-manka pilnująca więźniarki zwróciła uwagę na ropiejącą ranę na szyi i tak Basia trafiła do rewiru. Zrobiono jej opatrunek i dostała dożylny zastrzyk w prawą rękę. Wykonawcą zastrzyku był lekarz, SS-man, Niemiec. Po zabiegu Basia czuła się bardzo źle, miała wysoką gorączkę, bóle głowy, była bardzo osłabiona. Kilka dni później znów wezwano ją do rewiru, gdzie po powierzchownym badaniu dostała kolejny zastrzyk, tym razem podskórny. Po krótkim czasie Basia zachorowała na zapalenie płuc i tyfus plamisty. Czy był to tyfus wszczepiony jej przez lekarzy? Tego więźniarka nie dowiedziała się już nigdy. Zbliżał się front i nikt się już nie przejmował chorymi więźniami. Basi udało się przeżyć wojnę, choć nie było to oczywiste. Ważyła wówczas 36 kilogramów. Prawie umierającą dziewczynę oswobodziła Armia Czerwona w Pruszczu Gdańskim. Jeszcze w latach 60. była więźniarka cierpiała na mnóstwo chorób, włącznie z nowotworami, które łączyła z pobytem w obozie. Najbardziej bolało ją to, że została skrzywdzona jako kobieta: „na skutek zabiegów i chorób przebytych w obozie jako młoda kobieta stałam się niezdolną do rodzenia dzieci” – mówiła. 

Zofia B. (IPN GK 927/6050) walczyła w Powstaniu Warszawskim jako sanitariuszka. Pod koniec sierpnia dostała się do niewoli i wraz z grupą ludności cywilnej wywieziona została do Pruszkowa, a stamtąd trafiła już prosto do obozu w Stutthofie. Dostała numer 87077. Kiedy dla wszystkich było oczywiste, że III Rzesza musi upaść, na trzy tygodnie przed pierwszą wielką ewakuacją obozu, na początku stycznia 1945 roku Zofia wraz kilkoma więźniarkami została doprowadzona przez dozorczynię z SS do rewiru w tak zwanym Starym Obozie. „Wprowadzono nas do izby, gdzie mężczyzna w mundurze, w białym kitlu, nie pytając co nam dolega kazał obnażyć pośladki i wszyscy po kolei otrzymaliśmy zastrzyki o nieznanej zawartości. Były to zastrzyki domięśniowe i bardzo bolesne. Spisano nasze numery i powiedziano, że będziemy wzywane do kontroli” – opowiadała po wojnie. Kilka godzin po iniekcji wystąpiła silna gorączka. Kiedy nie ustępowała przez kilka dni, Zofia została ponownie skierowana do szpitala. Na całym ciele pojawiły się wypryski ropne, które „zaczęły się jątrzyć i powstawały nacieki ropne na pośladkach, udach, w okolicy pachy i na policzku. W rewirze zachorowałam na tyfus, często traciłam przytomność, był to tyfus brzuszny i plamisty” – mówiła. W obozie Zofia była aż do kwietnia 1945 roku, kiedy to włączono ją do ewakuowanej grupy więźniów, którzy barkami rzecznymi dopłynęli do Neustadt. Udało jej się przeżyć wojnę, Powstanie Warszawskie, obóz, ewakuację. Do końca życia zmagała się ze skutkami zastrzyków, jakie jej podano w Stutthofie. 

Ani powstańcy, ani inni więźniowie nie doczekali się sprawiedliwości. Bywało, że po latach dostawali skromne odszkodowania finansowe za przeprowadzane na nich eksperymenty, o ile oczywiście dożyli, bo ani Niemcy, ani komuniści pośredniczący w wypłatach nie uznawali dziedziczenia tych roszczeń. Do dzisiaj o zbrodniczych eksperymentach prowadzonych w wielu obozach mówi się rzadko, powierzchownie i prawie nigdy nie zadaje się niewygodnych pytań o zleceniodawców zbrodniczych doświadczeń polegających na testowaniu farmaceutyków. 

Skip to content