Historianaprawde.pl

O tym jak „Jasio” został „Ośką”

Szacowany czas czytania: ...

Na cześć dowódcy i głównego inicjatora powołania oddziału partyzanckiego, przyszłego Zgrupowania BCh „Ośka” Jana Sońty, jako nazwę przyjęto jego pseudonim, jednak pierwotnie Sońta obrał inny.

W ostatnich dniach lipca 1940 roku powracający rowerami z Radomia, oficjalnie wciąż jeszcze dwaj uczniowie Jan Sońta i Antoni Majewski, obaj mieszkańcy nadiłzańskiej wioski Świesielic, wstąpili w Osuchowie do Tadka Marsuli, ucznia radomskiego gimnazjum, a w okresie wakacyjnym (jakkolwiek by to nie zabrzmiało podczas okupacji) urzędnika kazanowskiej poczty. „Gruda”, bo taki przybrał pseudonim, przekazał im o nadarzającej się okazji, otóż ni mniej, ni więcej, ale tegoż właśnie dnia z Kazanowa do Zwolenia poczta miała dostarczyć cenną przesyłkę, a mianowicie wykaz wytypowanych na roboty przymusowe do Rzeszy oraz znaczną kwotę pieniężną. Listonoszowi miał towarzyszyć granatowy policjant. Sońcie nie trzeba było dwa razy powtarzać, z miejsca zapadła decyzja przygotowania zasadzki. Tymczasem byli nieuzbrojeni, zaś czas naglił. Janek Sońta „Jasio” zdawał sobie sprawę, iż do sukcesu niezbędny jest efekt posiadania broni, także zastosowany wobec niczego nieświadomego towarzysza. Cóż, mądrej głowie dość po słowie. Zamknął się więc w drewutni, aby w ukryciu przed kolegą wypolerować na poczekaniu wykręconą z koła roweru ośkę, oprawił w kawałek drewna, po czym zapakował do uszytej naprędce z czarnej skóry pistoletowej kabury. Następnie obaj wskoczyli na rowery, kierując się do magazynu broni w Wincentowie, aby pobrać niemiecki mundur i bagnet. Karabiny ze względu na rozmiary, były w tym przypadku zupełnie nieużyteczne. Popędzili z powrotem. W lesie w pobliżu drogi Kazanów-Zwoleń „Jasio” wskoczył w mundur i założył pas z kaburą. Antek Majewski „Trojan” został na skraju lasu z rowerami, podczas gdy jego towarzysz wyszedł na drogę. Traf chciał, że akurat pojawił się wehrmachtowiec na rowerze. Zdolny uczeń Sońta biegłym niemieckim zagaduje, po czym bezceremonialnie wyciąga mu zgrabnego Walthera z futerału. Dalej bułka z masłem. Oddaje Niemca pod opieką „Trojanowi” i ponownie wychodzi na drogę, lecz tym razem nie na żarty uzbrojony. Za chwilę szczęście znowu dopisuje. Pocztowiec nadjeżdża bez konwoju. „Jasio” zabiera pożądany wykaz i puszcza listonosza. Następnie uwalniają wystraszonego Fryca i po przebraniu Sońty w cywilki, obaj ryzykanci przez Sydoł, odjeżdżają w kierunku rodzimych Świesielic.
Na papierze łatwo to wygląda. Jednak trzeba mieć na względzie, ile kilometrów chłopaki mieli w nogach. Z Radomia do Osuchowa, stamtąd do Wincentowa, powrót na drogę Kazanów-Zwoleń, akcja podczas której, gdyby nie brawura poparta biegłym hochdeutsch mogło dojść do rozlewu krwi, następnie powrót okrężną drogą przez Sydoł do rodzinnej wioski. Ani chybi jakieś pięćdziesiąt kilometrów często w miałkim, mazowieckim piachu.

W drodze do domu rozpierany szczęściem „Jasio” otworzył quasi kaburę, ukazując zaskoczonemu koledze zawartość – oprawioną w kawałek drewna, rowerową ośkę. Sprawiając wrażenie uzbrojonego, rozbroił zaskoczonego Niemca. Spryt i niesłychana brawura wykazane w tej akcji przyniosły mu niekłamany podziw i niesłychaną popularność wśród kręgu młodzieżowych konspiratorów tudzież nowy pseudonim – „Ośka”.

Dariusz Bednarczyk ur. w Jeleniej Górze. Absolwent Wydz. Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego. Mgr administracji. Współautor Wieluńskiego Słownika Biograficznego, t.3, pod redakcją Z. Szczerbika i Z. Włodarczyka, Wieluń 2016 r., oraz antologii „Węgry oczami Polaków”, Warszawa 2021 r.

Skip to content