Historianaprawde.pl

W Berdyczowie sowieci wymordowali ponad 600 żołnierzy. Cały szpital puszczono z dymem

Szacowany czas czytania: ...

W 1920 roku żołnierze Armii Czerwonej dopuścili się licznych mordów na Polakach. Jedna z najtragiczniejszych historii pochodzi z Berdyczowa.

Błyskawiczne postępy Wojska Polskiego wspieranego oddziałami Ukraińskiej Republiki Ludowej na froncie wojny polsko-bolszewickiej pozwalały snuć nadzieję na rychłe, pozytywne zakończenie wojny. Brawurowe wręcz zdobycie Kijowa w dniu 3 maja 1920 roku przez kilkunastu polskich żołnierzy, którzy do miasta wjechali tramwajem, a ponadto wzięli do niewoli jednego z sowieckich oficerów, spowodowało pośpieszne wycofywanie się jednostek Armii Czerwonej. Następnego dnia pomimo krótkiej wymiany ogniowej na przyczółkach spinających Dniepr udało się również przejść na lewy brzeg żołnierzom z 6. Pułku Piechoty Legionów oraz 59. i 60. Pułku Piechoty. Wojsko Polskie 9 maja przedefilowało ulicami Kijowa przed przybyłym na miejsce Józefem Piłsudskim.
Można zauważyć, że to zwycięstwo miało jedynie wymiar symboliczny czy też raczej polityczny. Celu militarnego, którym było rozbicie dwóch, a minimum jednej sowieckiej armii nie udało się osiągnąć. Po części było to spowodowane niemożnością odczytania sowieckich szyfrów, które zostały nagle zmienione.
Sowieci nie próżnowali. Po wycofaniu swoich wojsk rozpoczęli reorganizacje i uzupełnienia stanów osobowych. Już 14 maja został wyprowadzony silny kontratak, który pomimo że był dla strony polskiej całkowitym zaskoczeniem udało się powstrzymać. Jednakże nie na długo. 26 maja sowiecka 12. Armia wraz z grupą Jakira, a następnie 1. Armią Konną dowodzoną przez Semiona Budionnego ruszyły do ponownej kontrofensywy. Dowódca KonArmii jest tu kluczową postacią w opisaniu historii mordu w Berdyczowie.

Siemion Michajłowicz Budionny urodził się 25 kwietnia 1883 r. w Koziurinie. W dzieciństwie pracował jako pasterz i robotnik rolny. W wojsku służył od 1903, w latach 1904–1905 uczestniczył w wojnie rosyjsko-japońskiej. W 1907 r. został wysłany do Petersburga do szkoły oficerów kawalerii na roczny kurs dla niższych stopni. W I wojnie światowej służył jako starszy podoficer na froncie niemieckim, austriackim i kaukaskim. Latem 1917 roku wraz z pułkiem przybył do Mińska, gdzie został wybrany przedstawicielem komitetu żołnierskiego pułku. Po rewolucji październikowej wrócił nad Don, gdzie został wybrany członkiem miejscowego Komitetu Rad. W lutym 1919 r. utworzył konny oddział Armii Czerwonej nad którym objął dowództwo. Walczył z wojskami gen. Piotra Wrangla nad Donem, w październiku – listopadzie 1919 r. pokonał kozackie korpusy generałów Konstantina Mamontowa i Andrieja Szkury. Pokonał również Siły Zbrojne Południa Rosji gen. Antona Denikina pod Woroneżem i w bitwie o węzeł kolejowy Kastornoje. W 1920 r. dowodził 1 Armią Konną odpowiedzialną za wiele zbrodni na Polakach. W latach 1921–1923 był zastępcą dowódcy Północnokaukaskiego Okręgu Wojskowego, od 1923 r. zaś pomocnikiem ds. kawalerii głównodowodzącego Armią Czerwoną, w latach 1924–1937 był inspektorem kawalerii. W 1932 ukończył Akademię Wojskową im. Michaiła Frunzego. Od 1937 do 1939 dowodził Moskiewskim Okręgiem Wojskowym, a od sierpnia 1940 był I zastępcą komisarza (ministra) obrony ZSRR. W czasie II wojny światowej, był członkiem Stawki Najwyższego Naczelnego Dowództwa. Od stycznia 1943 r. dowodził kawalerią ZSRR. W latach 1947–1953 był zastępcą ministra rolnictwa, w następnych latach był inspektorem kawalerii i Głównym Inspektorem Ministerstwa Obrony ZSRR. Zmarł 26 października 1973 r. w Moskwie.

Niemalże cały szlak odwrotu Wojska Polskiego, poczynając od Kijowa aż do Warszawy został naznaczony krwią niewinnych Polaków. 7 czerwca 1920 r. doszło do zdobycia przez krasnoarmiejców z 1. Armii Konnej dowodzonej przez Semiona Budionnego Berdyczowa.
Berdyczów ze względu na swoje położenie strategiczne był kluczowym miastem dla Wojska Polskiego, chcącego prowadzić w przyszłości dalsze działania ofensywne na Żytomierz i Kijów, a także – Winnicę i południową część Ukrainy. Z tego też powodu również dla Armii Czerwonej miasto było ważnym punktem strategicznym. Chcąc odwrócić losy wojny na południowym teatrze działań wojennych sowieci musieli odbić Berdyczów oraz Żytomierz. To im się udało właśnie 7 czerwca 1920 roku.
Z miasta wycofały się polskie oddziały. Pozostawiono jednakże pod nadzorem pielęgniarek Czerwonego Krzyża rannych żołnierzy polskich z 2., 3. i 6. Armii Wojska Polskiego, a także ukraińskich Strzelców Siczowych. Łącznie w szpitalu polowym nr 505 w Berdyczowie przebywało 600 żołnierzy oraz nieznana ilość pielęgniarek i innych osób z personelu szpitala.
Bolszewicy nie uszanowali postanowień mówiących o tym, że ranni żołnierze znajdują się pod szczególną ochroną. Nie miało to znaczenia. Wszystkich, ponad 600 żołnierzy oraz kobiecy personel Czerwonego Krzyża wymordowano. Przy życiu nie pozostawiono nikogo. Wiadomość o tej zbrodni wstrząsnęła opinią publiczną w całej Polsce.
Sprawę bolszewickiego mordu opisał choćby „Dziennik Bydgoski”, którego artykuł w całości zacytujemy:
Okrucieństwa bolszewickie
Zarząd Główny Polskiego Czerwonego Krzyża ogłasza:
Łamiąc umowę zawartą w listopadzie z Polskim Czerwonym Krzyżem, władze bolszewickie przed ewakuacją miast: Żytomierza, Berdyczowa, Kijowa, wzięły zakładników spośród ludności cywilnej, wrzuciły ich do więzień, a następnie wywiozły do oddalonych prowincji rosyjskich. Pomiędzy tymi zakładnikami znajdują się kobiety i dzieci. Przeszło 50 zakładników wywieziono z Kijowa, traktując ich jako zwykłych przestępców. Droga odwrotna czerwonej armji jest stale usłana zwłokami, które noszą na sobie ślady znęcania i tortur, zadanych za życia: ofiary są rozstrzeliwane, zabijane bagnetami, z poderżniętem gardłem, zgwałcone, a następnie zabijane, ukamienowane, wieszane, zabijane uderzeniami pałek i batogów, z wyprutemi wnętrznościami, spalone za życia, z wyrwanemi lub odciętemi kończynami, z wyrwanym językiem, oberwanemi uszami lub nosem, wykłutemi oczami, z pokrajaną w pasy i zdartą skórą.
W Berdyczowie, który przez czas krótki był zajęty przez armję czerwoną, żołnierze bolszewiccy wyrzucili w ciągu kilku godzin, wszystkich rannych, znajdujących się w szpitalu Czerwonego Krzyża, nie szczędząc czci, ani życia personelu lekarskiego i sióstr Czerwonego Krzyża.
Wbrew elementarnym przepisom wojny, zatwierdzonym przez konwencję międzynarodową, bolszewicy poddają torturom jeńców wojennych, aby wydobyć z nich tajemnice wojskowe. Pierwsze sprawozdania, które nie doszły, świadczą, że w miejscowościach ostatnio opuszczonych przez wojska polskie, bolszewicy organizują rabunek i rzeź ludności cywilnej polskiej, która, jest zdana na łaskę i niełaskę żołdactwa o krwiożerczych instynktach. Polskie Towarzystwo Czerwonego Krzyża bezsilne wobec tych aktów barbarzyństwa, w chęci ulżenia losowi licznych ofiar terroru bolszewickiego, zanosi protest przed Trybunę Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, mając nadzieję, że wyrazi on oburzenie całej ludzkości cywilizowanej przeciw tym, którzy uważają, że siła brutalna bez granic, ma zapanować nad świętemi prawami moralności ogólno-ludzkiej1.
W codziennych rozkazach tworzonych choćby w sztabie 3. Armii nie znajdziemy jednak wielu wzmianek o tych wydarzeniach. Ciągłe wycofywanie się polskich oddziałów nie pomagało w zajęciu się opisaniem takich wydarzeń. Toteż całość zbrodni an polskich żołnierzach w Berdyczowie opisano jednym lakonicznym zdaniem o tym, że do takiej zbrodni doszło. Sowieci parli na zachód, trzeba było więc realnie spoglądać na sztabowe mapy, by nie dopuścić do dotarcia do polskiej stolicy.

Więcej „szczęścia” w Berdyczowie mieli żołnierze, którzy nie odnieśli ran w walce. Tych w liczbie około 800 biciem i głodem zmuszano do wstąpienia w szeregi Armii Czerwonej, Wielu z nich w obliczu grożącej im śmierci decydowało się na taki krok, z myślę, że łatwiej będzie wówczas uciec i przedostać się do polskich oddziałów. Jeden z żołnierzy, którym udał się ten wyczyn pozostawił po sobie następującą relację:
Wstąpiłem do WP 16 lipca 1919 roku. Zostałem przydzielony do 7 kompanii 2 baonu 49 pp. Przy odwrocie Polaków z Ukrainy po stoczonej walce z bolszewikami pod Radziwiłłowem pułk nasz został zupełnie rozbity, zdążyły uciec tylko tabory pułkowe. Do niewoli wzięto z naszego pułku około 800 ludzi, oficerów i żołnierzy. Po wzięciu do niewoli odesłali nas bolszewicy do obozu jeńców do Berdyczowa. Po drodze bito nas i znęcano się nad nami. Bolszewicy namawiali nas do wstąpienia do ich armii, czemu my się wzbraniali. Jeden podchorąży WP, nazwiska którego nie znam, który już należał do Czerwonej Armii, namawiał nas (aby) zapisywać się do armii bolszewickiej i gdyśmy się wzbraniali bił nas pałką. Zmuszeni głodem dużo jeńców zapisało się do Czerwonej Armii, co też zmuszony byłem uczynić i ja, myśląc, że o ile będę do nich należeć, będę wolny i prędzej mi się uda uciec, co też na drugi dzień uczyniłem… Zgłaszających się jeńców polskich do Czerwonej Armii, odsyłają bolszewicy do Charkowa i Kijowa1.
Zbrodnia do której doszło w Berdyczowie jest niestety tylko jedną z wielu tych popełnionych przez żołnierzy Armii Czerwonej na polskich żołnierzach. Można pokusić się wręcz o stwierdzenie, że KonArmia Budionnego rywalizowała z 3. Armią dowodzoną prze gaja Chana w ilości popełnionych gwałtów, mordów i podpaleń. Pamięć o sowieckich zbrodniach w trakcie wojny polsko-bolszewickiej niestety w obliczu ogromu tragedii dokonanego w trakcie „operacji polskiej” a następnie zbrodni katyńskiej odeszła nieco w zapomnienie. A warto o tych wydarzeniach pamiętać i dbać by o naszych bohaterach nigdy nie zapomniano. Bo gdy my zapomnimy o nich, nikt nie powinien pamiętać o nas.

Skip to content