Historianaprawde.pl

Piękna bestia [RECENZJA]

Szacowany czas czytania: ...

Systemy totalitarne tworzą totalitarnych ludzi, to oczywista obserwacja. Wiemy, że wszystkie wielkie systemy totalitarne tworzyły na dużą skalę nowych ludzi. Choć czy na pewno „ludzi” to właściwe określenie na postaci takie jak na przykład Irma Grese?

Chcemy wierzyć, że ludzie bezpośrednio odpowiedzialni za koszmar obozów koncentracyjnych nie byli zupełnie normalni. Łatwiej jest nam uwierzyć w ich opętanie, obłęd, chorobę psychiczną niż przyznać, że ktoś mógłby szczerze wierzyć w słuszność i konieczność bezwzględnego wymordowania całych narodów czy ludzi o innych poglądach niż te, które państwo uznaje za słuszne. Nie uniknął tej pokusy Daniel Patrick Brown, autor wydanej niedawno przez Replikę książki „Piękna bestia. Irma Grese – strażniczka SS z Auschwitz”, który dogłębnie spróbował odnaleźć źródło zła w dzieciństwie, chorobie i samobójstwie matki, w konflikcie z ojcem bezwzględnej obozowej strażniczki. Czy to dobra droga?

Daniel Patrick Brown nie chciał dotrzeć do historyków, pasjonatów, tylko do szerokiego grona czytelników. Książka jest więc napisana tak, żeby nie nudziła, trzymała w napięciu od pierwszych do ostatnich stron. Nie jest to prosta sztuka, kiedy każdy zna koniec tej historii: stryczek dla zbrodniarzy, w tym także dla Irmy Grese. A jednak czytamy tę książkę z zapartym tchem.

Poznajemy młodą Irmę na tle Niemiec, które cierpią biedę będącą w powszechnym mniemaniu konsekwencją spisku „elit” i niesprawiedliwie przegranej I wojny światowej. Irma jest bardzo ładną, ale i bardzo ubogą dziewczyną, której życie dalece odbiega od ideału. Jej rodzina jest poharataną chorobą i samobójstwem matki, ojciec jest despotą sięgającym często do kieliszka, a Irma nie ma oparcia w rówieśnikach, którzy traktują ją źle. Wtedy na scenie pojawiają się ludzie, którzy obiecują powrót wartości takich jak duma, godność, sprawiedliwość. Irma im wierzy. Jest za młoda, żeby być członkiem SS, ale jej czas niebawem nadejdzie.

Kiedy wybuchła II wojna, Irma miała raptem 16 lat i była już kompletnym produktem nazistowskiej propagandy. Wierzyła w słuszność ideologii, która zakładała fizyczną eliminację „wrogów”. Irma pracowała w sklepie, uczyła się na pielęgniarkę, ale szybko odkryła specyficzną szkołę prowadzoną przez SS w obozie koncentracyjnym dla kobiet w Ravensbruck. Tam nauczyła się okrucieństwa, bestialstwa, bezwzględności. Była wyróżniającą uczennicą. W wieku 20 lat została skierowana do obozu Auschwitz, gdzie awansowała do stanowiska zastępczyni głównej nadzorczyni obozu kobiecego w Birkenau. Po ewakuacji obozu trafiła do Bergen-Belsen.

Wszędzie, gdzie „pracowała”, miała opinię jednej z najbrutalniejszych nadzorczyń. Mordowała więźniów na każdy możliwy sposób: bronią, pejczem, gazem. Brown nie epatuje opisami przemocy i śmierci, ale też ich nie unika. Widzimy zimną, pozbawioną uczuć i emocji dziewczynę, która z lodowatym spojrzeniem pięknych oczu morduje ludzi setkami, tysiącami. I próbujemy mimowolnie znaleźć odpowiedź na proste pytanie: dlaczego?

Irma w Bergen-Belsen została aresztowana przez Brytyjczyków. W procesie zachowywała kamienną twarz, była gwiazdą – okrzyknięto ją „Piękną Bestią”, bo na ławie oskarżonych wyróżniała się młodością, urodą, nieskazitelnie czystym ubraniem. Rozpłakała się tylko wtedy, kiedy zeznawała jej siostra, która mówiła o relacjach Irmy z ojcem. Łzy nie pomogły. Została skazana i powieszona.

Czy warto po tylu latach rozdrapywać historię niemieckich obozów koncentracyjnych? Czy warto sięgać aż tak głęboko, żeby poświęcać lasy na drukowanie książek dotyczących pojedynczych strażników, pojedynczych morderców w nazistowskich mundurach? Jestem przekonany, że tak. Książka Browna o Irmie Grese ma dedykację: „Pamięci jej ofiar”. Dlatego warto.

Skip to content