Historianaprawde.pl

Konrad Morgen – postrach SS-manów [RECENZJA]

Szacowany czas czytania: ...

Można zacząć nieco sarkastycznie, że w kontekście niemieckich obozów koncentracyjnych powoli kończą się jednoznacznie złe i bezwzględnie pozytywne postaci, więc autorzy sięgają po bohaterów niejednoznacznych, dyskusyjnych. Ale nawet jeśli faktycznie tak jest, to postać sędziego SS Konrada Morgena jest tak intrygująca, że zdecydowanie zasługuje na własną książkę.

Wydawnictwo Replika wydaje się dzisiaj dominować na rynku wydawniczym jeśli chodzi o przedstawianie różnych, czasem zaskakujących oblicz koszmaru niemieckich obozów koncentracyjnych. Książka holenderskiego historyka Kevina Prengera może u niektórych czytelników, zwłaszcza tych nieco mniej zorientowanych w realiach III Rzeszy wzbudzić niedowierzanie i dystans. Bo jak to, naprawdę obozy koncentracyjne, gdzie Niemcy milionami mordowali Polaków, Żydów, Cyganów i każdego innego, kto wydał im się wrogiem Rzeszy, rządziły się jakimkolwiek prawem? Czy w tym przedsionku piekła, tej anus mundi naprawdę panowały jakiekolwiek regulacje prawne? Trudno w to uwierzyć, ale rzeczywiście tak było. Obok obozowego regulaminu, którego integralną częścią był katalog kar i który był kompletną fikcją, istniały przepisy, którym podlegali wszyscy bez wyjątku żołnierze i oficerowie SS. Mordowanie ludzi nie było według tych przepisów jakąś wielką przewiną, ale już kradzież kosztowności, które miały trafić do banku Rzeszy i zasilić machinę wojenną Hitlera lub obcowanie fizyczne z podludźmi takimi jak Żydówki czy Polki, już owszem. To były poważne przestępstwa, które aparat SS ścigał z mniejszą czy większą bezwzględnością. Podobnie jak w każdym systemie od początku historii prawa, w sieć najczęściej łapały się małe rybki, te duże miały zbyt poważne koneksje, by dać się złapać. Maszyna, której poważnym trybem był sędzia Morgen naprawdę działała. Kevin Prenger podaje przykładowe statystyki za pierwszy kwartał 1943 roku, kiedy to przecież Niemcy jeszcze dominowały na wszystkich frontach i realnie mogli liczyć na zwycięstwo. W ciągu tych trzech miesięcy sądy SS i Policji przeprowadziły blisko trzy tysiące rozpraw wskutek których ponad dwa tysiące funkcjonariuszy trafiło do cel, a 69 usłyszało karę śmierci. I w tym kontekście warto wyobrazić sobie sędziego SS, który dostaje misję uporządkowania spraw w obozach koncentracyjnych, także w tym największym – Auschwitz. Morgen wraz ze swym zespołem ruszył do akcji z dużym animuszem. Udało mu się doprowadzić do skazania i stracenia m.in. Karla Kocha – króla Buchenwaldu. Przybycie sędziego do Auschwitz wzbudziło popłoch wśród SS-manów, z których chyba każdy bez wyjątku miał coś na sumieniu, włącznie z Rudolfem Hoessem, który przecież miał romans z Żydówką. Łącznie Morgen jest odpowiedzialny za około osiemset postępowań, z których dwieście kończy się wyrokami skazującymi. Po wojnie sędzia Morgen występuje w Norymberdze jako świadek, jest bowiem oczyszczony z zarzutów, pozytywnie przechodzi proces denazyfikacyjny. Morgen jednak do końca broni SS twierdząc, że była to formacja honorowa, a przestępcy trafiają się przecież w każdym środowisku. Ciekawe są rozważania autora dotyczące postawy etycznej sędziego Morgena. Prenger wydaje się bardzo zdroworozsądkowo, obiektywnie podchodzić do tej postaci: widzi jego bezsilność, ale też nazistowską optykę. To rzadka cecha u autorów piszących o III Rzeszy, bo trudno pisać o koszmarze obozów bez emocji. Książka „Sędzia w Auschwitz” jest kolejną pozycją Wydawnictwa Replika, która jest skierowana do czytelnika chcącego wiedzieć więcej, ciekawego rzeczywistego świata, a nie czarnobiałych ocen. Warto sięgnąć po tę książkę i poznać sylwetkę SS-mana, który wciąż budzi dyskusje. 

Skip to content