Historianaprawde.pl

Obóz zagłady w Bełżcu w relacjach ocalonych i zeznaniach świadków [RECENZJA]

Szacowany czas czytania: ...

Są niemieckie obozy, o których wiemy bardzo dużo. Cały świat zna takie nazwy jak Auschwitz czy Stutthof. Wiedzę o ich funkcjonowaniu, więźniach, oprawcach, regulaminach itp czerpiemy z dwóch głównych źródeł: z zachowanych niemieckich dokumentów i z relacji świadków.

Jeśli chodzi o obozy koncentracyjne, to powojenni śledczy mieli do dyspozycji setki lub nawet tysiące świadków. W przypadku obozów zagłady, świadków praktycznie nie było. Bełżec przeżyło dwóch mężczyzn. Ich relacje i relacje świadków, którzy widzieli obóz z oddali składają się na wyjątkową książkę, której drugie wydanie właśnie trafiło do księgarń.

„Obóz zagłady w Bełżcu w relacjach ocalonych i zeznaniach świadków” to książka koszmarnie brutalna w swojej beznamiętności. Najwięcej o piekle niemieckiego obozu, w którym zamordowano ogromną liczbę żydów (od pół miliona do dwóch milionów, choć historycy bliżsi są tej pierwszej wartości) mówił i pisał lwowski przedsiębiorca, jeden z największych przed wojną producentów mydła Rudolf Reder. Spędził on w obozie kilka miesięcy pracując jako mechanik, zdun, grabarz. Udało mu się uciec w listopadzie 1942 roku. Do końca wojny ukrywał się u swojej polskiej gosposi, później wyjechał z kraju. Jego opowieść jest przerażającym świadectwem koszmaru. Reder z precyzją opowiadał o tym, jak na rampę obozu wjeżdżały pociągi pełne nagich żydów obojga płci, jak więźniowie byli od razu po przyjeździe rozdzielani, goleni do gołej skóry i wciskani na siłę do komory gazowej. Po dwudziestu minutach komora była otwierana, a martwe ciała wyciągane i przewożone do olbrzymich zbiorowych mogił zlokalizowanych nieopodal. Wszystko to odbywało się przy głośnych dźwiękach obozowej orkiestry, która miała zagłuszać dochodzące z komory jęki i błagania o litość.

Zdjęcie lotnicze terenu poobozowego z 1944 roku. Zaznaczono na nim granice obozu i najważniejsze obiekty

Drugim świadkiem, któremu udało się uciec z obozu był Chaim Hirszman. Był on w ostatniej grupie więźniów wywożonych po zamknięciu Bełżca do Sobiboru. Udało mu się wyrwać deskę z podłogi wagonu i uciec. Dołączył do oddziału partyzanckiego Armii Ludowej, a po wejściu Rosjan zaangażował się w struktury Polski Ludowej w szeregach Urzędu Bezpieczeństwa. Nie był jednak zbyt gorliwym i aktywnym ubekiem, był źle oceniany przez przełożonych i finalnie na własną prośbę odszedł ze służby. W marcu złożył zeznania dotyczące obozu. Krótkie, lakoniczne. Miał je dokończyć następnego dnia, ale wieczorem do jego domu weszło kilku nastolatków w polskich mundurach. Został przez nich zastrzelony, być może ze względu na jego pracę dla UB. W książce są zeznania Hirszmana, ale także jego żony – Poli, która opowiedziała to, co usłyszała na temat Bełżca od męża.

Fragment zeznania Stanisława Kozaka, robotnika zatrudnionego przy budowie obozu

Niestety, równie przerażające są zeznania Polaków, którzy mieli świadomość tego, co się dzieje w ukrywanym przez Niemców za parawanem zieleni obozie. Polscy świadkowie byli mieszkańcami Bełżca i pracownikami kolei obsługującymi ostatni przystanek przed obozem. Dalej już pociąg jechał wyłącznie z niemiecką załogą. W tej części książki są również „Sprawozdania z wyników dochodzenia w sprawie Obozu Śmierci w Bełżcu”. Obok koszmaru, który opowiadał już Rudolf Reder, pojawia się teraz drugi: obraz terenu obozu przekopanego przez „poszukiwaczy złota”. Fragmenty ciał, włosów, żydowskich relikwii. Niemcy już od wiosny 1943 roku próbowali ukryć swoje zbrodnie. Rozebrano budynki obozowe, zasadzono drzewa. Ktoś jednak uznał, że to za mało, więc rozkopano wszystkie zbiorowe mogiły, sprowadzono na teren obozu specjalny dźwig, którym wyciągano ciała i przez wiele tygodni palono je na specjalnych, zbudowanych z kolejowych szyn rusztach. Kości były mielone w specjalnym młynie, a popiół rozsypywano w okolicy. O tym także opowiadają świadkowie.

O niemieckich obozach można pisać na wiele sposobów. Najgłośniej o prawdę krzyczą wspomnienia byłych więźniów, najkonkretniej przemawiają opracowania naukowe. Obie formy są jednak w pewnym sensie kompletne, zamknięte. Czytając zeznania świadków, składane tuż po wojnie, dostajemy relacje z różnych punktów widzenia. Książka „Obóz zagłady w Bełżcu w relacjach ocalonych i zeznaniach świadków” zawiera oczywiście także komentarze i przypisy przygotowane przez ekspertów z Muzeum na Majdanku, ale ostateczny obraz musimy ułożyć sobie sami. I chyba właśnie dlatego ta książka jest tak przerażająco mocna.

Skip to content