Marzyciel i pani prezes
- Paweł Skutecki
- Data:2024-08-20
- Kategoria:Między wojnamiWyróżnione
Jan i Wincentyna Teskowie nie tylko zbudowali praktycznie od zera potężny koncern medialny, ale zrobili to wbrew rozsądkowi, Niemcom i… wierzycielom. Przykład właścicieli „Dziennika Bydgoskiego” pokazuje nam nie tylko siłę ówczesnych mediów, ale także specyfikę międzywojennej gospodarki, w której równie ważne co pomysł na biznes była umiejętność unikania problemów i wierzycieli.
Jan Teska był synem rolnika spod Poznania, ale skończył w Krakowie studia. Jedyne pieniądze jakie miał pochodziły z posagu, który do małżeństwa wniosła jego żona, Wincentyna. Ta sama, która później wielokrotnie okazywała się prawdziwą reżyserką rodzinnych biznesów i której Jan zawdzięczał bezpieczeństwo finansowe mimo perturbacji i problemów, w które sam się pakował naiwnie wierząc w dobre intencje biznesmenów o szemranych motywacjach. Ale od początku. Jan Teska postanowił z impetem wejść w rynek mediów. Co prawda w Poznaniu liznął nieco dziennikarskiego rzemiosła, ale o wydawaniu prasy miał niewielkie pojęcie. Miał raptem 31 lat i… żonę pochodzącą z rodziny o drukarskich tradycjach. Co sprawiło, że potrafił przekonać Wincentynę do przeprowadzki do Bydgoszczy i uruchomienia tutaj polskiej redakcji? Nie wiadomo, ale patrząc obiektywnie była to decyzja lekko mówiąc niezbyt przemyślana. Bydgoszcz na początku XX wieku byłą miastem o zdecydowanie niemieckim charakterze. O polskich korzeniach pamiętało oczywiście biedne, robotnicze Szwederowo, garstka inteligencji i niezbyt liczne grono kupców z ulicy Długiej, ale wydawało się, że to za mało na uruchomienie lokalnej gazety. Zresztą jak mawiają przedsiębiorcy z sukcesami: skoro czegoś na rynku nie ma, to jest bardzo prawdopodobne, że nie ma na to coś popytu.
Teskowie postanowili mimo wszystko uruchomić zamknięta w styczniu 1905 roku polską gazetę – „Dziennik Bydgoski”. Pomogli w tym bydgoscy kupcy, przedsiębiorcy i lokalni patrioci tacy jak adwokat Melchior Wierzbicki, doktor Jan Biziel i inni. Jedni dali kredyt, inni żyrowali jego zobowiązania i finalnie 2 grudnia 1907 roku wydrukowany w nakładzie 2500 egzemplarzy „Dziennik Bydgoski” trafił do czytelników. Od samego początku redaktorem naczelnym i odpowiedzialnym za kwestie merytoryczne był Jan, ale właścicielką firmy i wydawcą była Wincentyna. Mimo obostrzeń i szykan ze strony Niemców, gazeta dobrze sobie radziła na rynku. Przed I wojną światową gazeta była drukowana już w 5000 egzemplarzach, co dawało jej olbrzymi zasięg. Czytelnikami „Dziennika” byli nie tylko bydgoszczanie, ale też mieszkańcy szeroko rozumianego regionu. Gorzej, że pod względem finansowym przedsięwzięcie wciąż było pod kreską. Pożyczki i kredyt kosztowały niemało, a redaktor Jan Teska poszedł walczyć w mundurze niemieckiego wojska, podobnie jak redaktor Nowakowski. Czym się zajmował w czasie wojny red. Nowakowski nie wiadomo, ale red. Teska pracował w wojskowym lazarecie nie ryzykując zbyt wiele. Ich żony zostały same w redakcji. Nie przejmując się zbytnio prawami autorskimi: panie dały radę nie tylko utrzymać gazetę na powierzchni, ale do listopada 1918 roku redakcja nie miała już żadnych długów. Jakby tego było mało, do Bydgoszczy tłumnie sprowadzali się Polacy z innych stron, a to oznaczało jedno: rosnącą lawinowo liczbę czytelników. I jeszcze szybciej rosnącą inflację.
„Dziennik Bydgoski” jako firma upada, choć nie znika z rynku. Podmiotem jest teraz „Drukarnia Bydgoska” – Towarzystwo Akcyjne z kapitałem 100 000 złotych, w którym decydujący głos ma poznański prałat, znany działacz chrześcijańskiej demokracji ks. (późniejszy biskup) Adamski. Wincentyna Teskowa jest wciąż dyrektorem wydawnictwa, a Jan Teska redaktorem naczelnym. Co ciekawe i bardzo ważne: Jan nie ma nawet umowy o pracę, choć formalnie jest właścicielem – wraz z żoną – pewnego pakietu akcji. Gazeta stroniła od jednoznacznych barw politycznych, była zdecydowanie polska i patriotyczna, co sprawiło, że w 1929 roku drukowano już 41 tysięcy egzemplarzy „Dziennika”, a „Drukarnia Bydgoska” dysponująca 32-stronnicową maszyną rotacyjną należała do ścisłej czołówki tego typu przedsiębiorstw w Polsce. Na łamach „Dziennika Bydgoskiego” panowała bardzo szeroko pojmowana wolność słowa. Dziennikarze na łamach gazety ostro ze sobą polemizowali, ale co ciekawe, czytelnikom to odpowiadało. Interes kręcił się tak bardzo, że Jan Teska postanowił pójść jeszcze dalej i zbudować grupę gazet. Kupił niedochodową, przynoszącą straty „`Gazetę Gdańską”, ale także poznański „Nowy Kurjer”, który przechodził różne losy: w momencie kupna drukowano go tysiąc egzemplarzy, po kilku latach już dziewięć tysięcy, a w 1931 roku… znów tysiąc. Jak to się stało? Państwo Teskowie przyznali sobie po 2500 złotych miesięcznego wynagrodzenia za pracę na rzecz „Nowego Kurjera”, co dało po pięciu latach równo 300 tysięcy złotych strat dla wydawcy – „Drukarni Bydgoskiej”. O ile jednak redaktor Jan swoją część wydał, przehulał lub w inny sposób stracił, to dyrektor Wincentyna… odkupiła akcje „Drukarni” od – już biskupa – Adamskiego. Tym samym prawdziwą właścicielką całego biznesu staje się Wincentyna. Jan Teska idzie za ciosem. Jak wspomina jego współpracownik Stanisław Strąbski, Teska postanowił kupić warszawskie pismo założone przez Ignacego Paderewskiego: „Rzeczpospolitą”. „Było to nie kupno, tylko oszustwo w stylu słynnej sprzedaży Kolumny Zygmunta. Wprawdzie Teska podpisał komuś jakieś weksle na blisko 300 000 zł, ale w posiadanie pisma nie wszedł. `ten zaś fakt wcale nie przeszkadzał żądaniu zapłaty za niedostarczony towar. Do tego doszły jeszcze inne weksle grzecznościowe” – wspominał Strąbski.
Tymczasem nadchodzi dramatyczny dla całej europejskiej gospodarki rok 1932. Sytuacja ekonomiczna „Drukarni Bydgoskiej” jest zła, a dodatkowe 400 tysięcy złotych będące ewidentnie wynikiem oszustwa którego Teska był ofiarą mogą pogrążyć całe przedsiębiorstwo. Wtedy Teskowie postanawiają zagrać równie nieczysto co warszawscy naciągacze: skoro pod wekslami podpisany jest Jan Teska, to jedynie on odpowiada finansowo za weksle. A tak się składa, że redaktor Jan Teska akurat nie zarabia nic, nie ma żadnego etatu w gazecie i właśnie jedzie do Lwowa, skąd wróci po paru latach jako doradca syna. Przed wrześniem 1939 roku „Dziennik Bydgoski” ma 20 tysięcy nakładu i jest bastionem polskiego patriotyzmu. Po wejściu Niemców redakcja zostaje oczywiście zamknięta, drukarnia rozkradziona, a sam budynek zburzony. Państwo Teskowie uciekają z Bydgoszczy. Potem aktywnie działają w polskim ruchu oporu, walczą w powstaniu warszawskim. Przeżywają wojnę, ale Jan umiera 24 marca 1945 roku pod Sochaczewem. Jest pochowany w Bydgoszczy, na cmentarzu Nowofarnym. Wincentyna Teskowa wraca do Bydgoszczy i mieszka przy ulicy Poznańskiej 12. Po kilku latach przeprowadza się do syna mieszkającego w Warszawie. Umiera 31 października 1957 roku i jest pochowana na cmentarzu Brudnowskim.