Historianaprawde.pl

Hannah Arendt – Korzenie totalitaryzmu [RECENZJA]

Szacowany czas czytania: ...

Mówiąc o obozach koncentracyjnych, o komorach gazowych, łagrach, mordowaniu niepełnosprawnych, przymusowych sterylizacjach, o całym tym koszmarze totalitarnych systemów, które skąpały XX wiek we krwi brakuje słów, by opisać naukowym językiem to co się stało.

Mówiąc o obozach koncentracyjnych, o komorach gazowych, łagrach, mordowaniu niepełnosprawnych, przymusowych sterylizacjach, o całym tym koszmarze totalitarnych systemów, które skąpały XX wiek we krwi brakuje słów, by opisać naukowym językiem to co się stało. A nawet jeśli dałoby się to wszystko opisać z aptekarską dokładnością, to na pewno nie da się w ten sposób zapytać o przyczynę zła. Do tego potrzeba innego języka, innych narzędzi, innej wrażliwości. Tym właśnie dysponowała Hannah Arednt, której nowe wydanie „Korzeni totalitaryzmu” wciąż jest dostępne w księgarniach.
Książka ta pierwszy raz ukazała się tuż po wojnie, w 1951 roku. Potrzeba było kilku lat, żeby filozofowie odzyskali mowę po tym, jak Auschwitz sprawiło, że język stał się pusty. „Korzenie totalitaryzmu” są podzielone na trzy części. W pierwszej Arendt mówi o antysemityzmie, o jego źródłach i charakterze. Mówi tak, że nie przypadło to do gustu wielu przedstawicielom Żydów ocalałych z Zagłady, choć przecież autorka także pochodzi z żydowskiej rodziny. Druga część mówi o imperializmie, który w latach 80 XIX wieku zakwitł na kolonializmie. Trzecia część natomiast jest tym, co mną wstrząsnęło. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z tak szczerym, głębokim, prawdziwym szukaniem przyczyn totalitaryzmów – wszystkich, od niemieckiego do radzieckiego.
Nie miejsce tutaj na streszczenie poglądów Hannah Arendt, ale o jednej rzeczy napiszę. Według niej totalitaryzm jest znacząco innym porządkiem rzeczy niż świat zewnętrzny. O ile morderstwo jest także dla nas czymś odrażającym i przerażającym, to przecież sama śmierć jest wpisana w człowieczy los. Cechą immanentną totalitaryzmu jest natomiast usuwanie wrogów. Wydawało mi się, że „usuwanie”, „eliminacja” to eufemizmy. Jest dokładnie odwrotnie: to prawdziwe, dosłowne oblicze totalitaryzmu. Wrogowie systemu nie umierają, nie giną – oni znikają, znika też cała pamięć o nich, mało tego, zniknąć ma nawet język, w którym mogłaby ta pamięć przetrwać. To właśnie miało spotkać najpierw Cyganów i Żydów, a potem Polaków i innych Słowian.
Przerażająca jest prawda o totalitaryzmie jakie wyziera z książki Arendt.

Skip to content