Nie ugiął karku przed Niemcami. Zginął z siekierą w ręku!
- Paweł Skutecki
- Data:2024-01-21
- Kategoria:II wojna światowa
Przedwojenny sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Toruniu Adam Hoszowski bez wątpienia został zamordowany przez Niemców w obozie zwanym „Szmalcówką”. Według jednej z wersji zmaltretowany, ledwo żywy nie błagał o litość, tylko z siekierą w ręku ruszył z szarżą na SS-manów!
Sędzia Adam Hoszowski był znanym w Toruniu sędzią. Urodzony 8 listopada 1882 roku prawnik musiał znać język niemiecki. Jako przedstawiciel polskiej inteligencji był elementem, którego Niemcy chcieli się pozbyć w pierwszej kolejności. Został aresztowany i umieszczony w obozie przesiedleńczym zorganizowanym w dawnej fabryce smalcu. „Szmalcówka” była miejscem, które przypominało raczej obóz koncentracyjny, niż przesiedleńczy. Więźniowie byli tam traktowani bardzo brutalnie. Obóz istniał raptem nieco ponad dwa lata, w tym czasie podlegał pod obóz koncentracyjny w Stutthofie, obóz w Potulicach, ale w pewnym momencie swojej krótkiej historii był obozem samodzielnym. Finalnie został zlikwidowany na przełomie czerwca i lipca 1943 roku, a wszyscy więźniowie trafili do Potulic. Łącznie od marca 1941 do lipca 1943 roku przez obóz przeszło około 18 tysięcy więźniów. Odnośnie liczby ofiar śmiertelnych są bardzo poważne rozbieżności, jedni twierdzą, że było to raptem kilkaset osób, inni mówią o trzech tysiącach. Z imienia i nazwiska znamy 515 Polaków, którzy zginęli w „Szmalcówce”. Był wśród nich sędzia Adam Hoszowski. Zginął, bo… upomniał bijących go Niemców. Sytuację tę opisuje w artykule „Piekło w fabryce smalcu” bodaj najbardziej skrupulatny badacz historii „Szmalcówki” Tomasz Ceran (pamięć.pl). Według jego opisu sędzia podczas brutalnego bicia miał powiedzieć do swojego oprawcy: „Co we mnie walisz jak w bęben? To jest wasza niemiecka kultura?!” Nie ma wątpliwości, że po tym wydarzeniu sędzia był przez dwa tygodnie bezlitośnie katowany. Jak zmarł? Istnieją dwie wersje.
Pierwsza wersja, powtarzana m.in. w artykule zatytułowanym „1199 zbrodni” Tomasza Lubiątowskiego (spokopca.pl) opiera się na opowieści grabarza, którzy odpowiadał za chowanie ciał zmarłych więźniów „Szmalcówki”. „Dnia 30 sierpnia 1941 r. dostarczono mi na cmentarz zwłoki sędziego Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego Adama Hoszowskiego, ur. 8 listopada 1882 r., który został pochowany pod nr. 560. Zmarłym tym zainteresowałem się, odkryłem trumnę i stwierdziłem, że zwłoki te były całe pobite, czarne od błota, miejscami ciało było poprzebijane do kości. Miał tylko na sobie strzępy koszuli, która od błota i brudu była czarna i sztywna, ubocznie powiedziano mi (przez lagrowców), że sędzia ten był bity przez kilka dni do nieprzytomności, kiedy upadł i zemdlał, oblewano go wodą i po ocuceniu bito dalej. Na cemencie w kałuży błota pozostawiono go i tam zmarł” – mówił grabarz.
Bardziej barwną wersję opowiadał po wojnie Adam Groblewski, także były więzień „Szmalcówki”. Udało mu się przeżyć wojnę, pod koniec lat 80. wziął udział w konferencji, której owocem była publikacja „Obozy hitlerowskie na Pomorzu Zachodnim i Gdańskim w latach drugiej wojny światowej” (Szczecin 1989). Opowiadał tam, że jako 11-latek został wraz z rodziną wyrzucony z domu i internowany najpierw w Toruniu, a potem w Potulicach. W „Szmalcówce” widział na własne oczy, jak Niemcy katowali sędziego. Po apelu wieczornym przyprowadzono go na plac więzienny i zaczęło się potworne bicie. „Poprosiłem ojca, aby mnie podniósł do okna, chciałem zobaczyć, co się dzieje na placu więziennym. Po pewnym czasie obserwatorów było więcej. To, co ujrzałem było wprost wstrząsające, okropny widok. Sędzia leżał półnagi na prowizorycznym stole, a obok stało czterech oprawców. Jeszcze następnego dnia na stole były ślady krwi” – opowiadał Groblewski. Skatowanego sędziego Niemcy wrzucili do piwnicy, gdzie znajdował się hydrofor. Przy ziemi było niewielkie okno. W ten sposób sędzia przywołał któregoś dnia Adama. Ten wiedziony ciekawością podszedł. Zobaczył sylwetkę skatowanego sędziego, ubranego tylko w spodnie, całego ranach. Sędzia poprosił go o kawałek sznurka albo żyletkę. Nie chciał dawać Niemcom satysfakcji i umrzeć z własnej ręki. Rodzice Adama stanowczo odmówili. Dwa czy trzy dni później Niemcy zamknęli sędziego w niewielkiej szopie połączonej z drewutnią. Sędzia w jakiś sposób zrobił dziurę w ścianie oddzielającej szopę od drewutni. Wymacał… siekierę. Dzień był ponoć piękny, na placu więziennym znajdowało się kilkunastu więźniów, w tym także Adam Groblewski. „W pewnej chwili ktoś zauważył idącego sędziego i krzyknął – „sędzia idzie!”. Faktycznie, szedł niosąc na ramieniu siekierę. Kroki swe kierował do wachmana stojącego na warcie. Więźniowie znajdujący się na placu wstrzymali oddech, sędzia uszedł jeszcze parę kroków i został zastrzelony przez wachmana. Zginął z pieśnią na ustach. Idąc w kierunku wachmana śpiewał „Jeszcze Polska nie zginęła…”