Pomezański – Neopogańskie formy upamiętniania zmarłych w III Rzeszy
- Jakub Pomezański
- Data:2023-12-21
- Kategoria:KsiążkiII wojna światowa
Szacowany czas czytania: ...
Pisząc o tradycjach pogrzebowych w III Rzeszy trudno uniknąć próby choćby pobieżnego przyjrzenia się temu, jak na przestrzeni wieków kształtowała się niemiecka duchowość. Zapoznanie się z tym zagadnieniem jest kluczowe dla zrozumienia istoty zjawiska, które najczęściej błędnie określane jest przez niektórych mianem okultyzmu. Jego początkiem nie był też wiek XX, jak jest to zazwyczaj przedstawiane.
Historia ta najczęściej rozpoczyna się od pojawiającego się znikąd Towarzystwa Thule, które wpływało na NSDAP jeszcze od czasów DAP, zaszczepiając w partii tej m.in. antysemityzm. Jest to oczywiście prawda, ale niepełna. W rzeczy samej związani z narodowym socjalizmem ludzie pozostawali przede wszystkim pod silnymi wpływami neopoganizmu, ale nie stronili oni także od drugorzędnego tutaj okultyzmu, czy też mistycyzmu. Wierzenia te nie były zaś niczym wyjątkowym, gdyż w okresie poprzedzającym dojście Hitlera do władzy na terenie Republiki Weimarskiej występował swoisty i ukierunkowany na nie trend, którego początków powinniśmy upatrywać w czasach i wydarzeniach o wiele odleglejszych.
W końcu państwo to już w wiekach średnich przejawiało pewne neopogańskie tendencje. Wraz z XVI wiekiem zerwało za pośrednictwem Lutra z wszelakimi płynącymi z Rzymu nurtami myślowymi, a zarazem też z samą kulturą łacińską, kształtującą europejską moralność oraz filozofię. Wytworzyło ono wtedy także własne zasady związane z funkcjonowaniem społeczeństwa. Te były natomiast stworzone głównie w oparciu o wynikający z Reformacji bunt przeciwko autorytetowi papieża i idącą wraz z nim dowolność w interpretowaniu Biblii, co bardzo szybko doprowadziło do wytworzenia się obok wiodącego, ewangelickiego nurtu także innych, konkurujących ze sobą na różnych poziomach grup religijnych: kalwinistów, anabaptystów, zwinglistów czy unitarian.
Oczywiście pomimo tych wewnętrznych sporów teologicznych główna istota Reformacji w postaci odejścia od katolicyzmu została wypełniona, choć wiązało się to także ze swoistymi skutkami ubocznymi. Zaliczyć należy do nich powstanie wielu konkurujących ze sobą wyznań, które pomimo wspólnego fundamentu nierzadko prezentowały sprzeczne ze sobą założenia. Ze względu na brak instytucji kościelnego autorytetu zajmującego się interpretacją Pisma Świętego każdy mógł je otworzyć i doszukiwać się w nim tego, co chciałby zobaczyć. Znamienne było też to, że każdy człowiek pozostający w domyśle potencjalnym przyszłym przywódcą duchowym uznawał swą własną wizję zawartych tam słów za najbardziej bliską prawdziwej pobożności, co doprowadziło do stworzenia atmosfery zwątpienia w chrześcijańskiego Boga oraz konfliktów. W efekcie rzesze ludzi nie potrafiły w pełni odnaleźć swej duchowej tożsamości i nawet gdy deklarowali oni przynależność do danej grupy religijnej, to poszukiwali jej nadal, zwracając się w kierunku budzących fascynację dawnych germańskich wierzeń.
Okres Reformacji należy zatem traktować jako istotny dla tej historii punkt zwrotny, ale jednocześnie nie można uznawać go za główny czynnik kształtujący niemiecką duchowość, a także kulturę polityczną. Niemniej doprowadził on do wywołania ogromnych zmian w sferze duchowej, których daleko idące konsekwencje odczuwalne były nawet wiele stuleci później. Wytworzył ponadto idee prowadzące później do powstania na ich bazie szkodliwych dla ludzkości koncepcji. Koncepcje te były zaś bardzo chętnie wykorzystywane przez kolejne niemieckie rządy do niemających związku z religią chrześcijańską celów. Również władze III Rzeszy, uformowane w „luterańskiej kulturze”, czerpały garściami ze związanych z nią dogmatów, głównie dzięki sprawnemu lawirowaniu pomiędzy protestantyzmem, germańskim neopoganizmem, a także katolicyzmem czy nawet komunizmem. Dzięki temu potrafiły uzyskać w wyborach liczbę głosów, która pozwoliła na wprowadzenie NSDAP do Reichstagu. Przy czym słowo „głównie” nie pojawia się tu przez przypadek, gdyż to właśnie protestanci oddali na partię Hitlera stosunkowo najwięcej głosów, a późniejsze przejęcie przez nią władzy zostało w tym środowisku odebrane z nieskrywaną ulgą.
Niestety nikt nie przeprowadził badań na temat tego, jak kształtowały się głosy oddane pośród szacowanej na ponad 4 miliony grupy ludzi skłaniającej się ku dawnym, germańskim wierzeniom. Możemy sądzić, iż stosowana przez niemieckich narodowych socjalistów symbolika i ocierająca się o bilskie neopoganom zagadnienia retoryka, musiała mieć wręcz olbrzymią siłę oddziaływania. Wszystko to po połączeniu jeszcze ze słowami wieszczącymi odbudowę wielkich Niemiec i powrót do ich światowej dominacji (ze szczególnym uwzględnieniem odzyskania utraconych po 1918 roku ziem wschodnich), a także obietnicami zerwania z ustaleniami upokarzającego naród Traktatu Wersalskiego, nie mogło obejść się bez reakcji znacznej części społeczeństwa.
Dla niniejszego rozdziału ważne będą zatem niektóre uformowane przez rewolucję Lutra założenia, ale także powstałe w kolejnych latach koncepcje filozoficzne, które bez wątpienia wywarły swój wpływ na wielu ludzi, w tym tych odpowiedzialnych za formowanie III Rzeszy. Trudno będzie pominąć też wydarzenia mające związki z początkami Niemiec, ze szczególnym uwzględnieniem całej neopogańskiej otoczki, która nieprzerwanie związana była z tym państwem do blisko 1945 roku. Za jej upust należy uznawać natomiast okres rządów Hitlera i występujące wtedy „poluźnienie obyczajów” w sferze wiary, wyrażone przez wzmożone od XIX wieku zainteresowanie neopoganizmem. Sytuacja ta dla warstw rządzących po 1933 roku stanowiła zaś doskonały pretekst do wprowadzenia pewnych oficjalnych zmian dotykających życia duchowego, które w założeniu miały dotyczyć utworzenia nowej, przeznaczonej tylko dla Niemców i bazującej na starogermańskich wierzeniach religii narodowej.
Realizacja takiego planu rysować by się mogła jednak jako bardzo trudna do wykonania, gdyż jej wprowadzenie wiązałoby się z rozpoczęciem szerokiej w swej skali rewolucji. Biorąc jednak pod uwagę silnie przywódczą rolę wielbionej przez tłumy głowy państwa, nawet tak drastyczne zmiany niekoniecznie musiały spotkać się z dużym oporem. W końcu, a co pozostaje tutaj kolejną istotą sprawy, znaczna część społeczeństwa uznawała przecież Führera za osobę obdarzoną nadprzyrodzoną mocą. Znamienne jest także to, że niemieckie masy były też przyzwyczajone do samej istoty rewolty, co staje się jasne, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, iż Luter nie był jedynie zwykłym reformatorem, a „wielkim rewolucjonistą epoki nowożytnej”.
Zanim by to jednak nastąpiło to władze Rzeszy musiały najpierw w pełni dopasować niektóre założenia zinterpretowanej na nowo germańskiej mitologii do nazistowskiej teoretyki, co akurat nie było procesem łatwym i nie zostało w pełni ukończone. Wszakże neopoganizm nie był ruchem jednolitym i wyrażał się on (podobnie zresztą jak różne odłamy protestantyzmu) znaczną liczbą dostępnych koncepcji. Ostatecznie więc forma, jaką „nowa religia III Rzeszy” osiągnęła pomiędzy 1933 a 1945 rokiem dotyczyła przede wszystkim niektórych osób związanych ze ścisłym kręgiem aparatu państwowego. Szerokie rzesze społeczeństwa nie miały natomiast zbyt wielu szans, aby się z nią nawet zapoznać, co nie oznacza, że nie pojawiły się ku temu pewne, a stworzone przez władze państwowe okazje.
Ze względu na powyższe nie można tu też jednoznacznie stwierdzić, że w realiach ówczesnych Niemiec zaistniało jakieś nowe, silnie państwowe i neopogańskie, a zaakceptowane przez szerokie rzesze ludzi wyznanie, choć ten dość karykaturalny twór, jaki już został uformowany, nosił jego swoiste znamiona. W końcu łączył on w sobie panteon bogów, obrzędy, rytuały, przedmioty kultu, a także zawierał pewne elementy ściśle związane ze sferę duchową. Do czego miał się on dokładniej odwoływać, jeszcze dojdziemy, ale najpierw zdefiniujmy sobie uchwycone w tytule rozdziału pojęcia, które nieodłącznie wiążą się z tym parareligijnym systemem. Zatem okultyzm to wiara w istnienie tajemnych i funkcjonujących w przyrodzie oraz człowieku sił, jak i ogół związanych z nią praktyk typu magicznego, a mistycyzmem nazywamy koncepcję religijno-filozoficzną uznającą, że w zjednoczeniu istnieje możliwość obcowania z bytami transcendentnymi. Natomiast ezoteryzm to określenie tajnej, przeznaczonej tylko i wyłącznie dla grona wtajemniczonych wybrańców wiedzy. Jeśli chodzi o germańskie neopogaństwo, sprawa nie jest już tak prosta i jego istotę można uchwycić jedynie poprzez zsyntezowaną historię przyczyn formowania i rozwoju tego ruchu na przestrzeni lat. Tej kwestii w rozdziale poświęcono najwięcej uwagi. Przeplatać się będzie ona też z wymienionymi uprzednio pojęciami.
Warto byłoby jeszcze podkreślić, że stosowany w tej książce zwrot „starogermańskie wierzenia” i wszelkie jemu podobne określenia odnoszą się nie do samej religii protoplastów Niemców, która ze względu na brak materiałów źródłowych nie jest w pełni poznana, a raczej traktować należy je jako słowa opisujące pewną ukształtowaną przez lata wizję. Przyczyniły się do niej zaś wszelkiego rodzaju autonomiczne ruchy neopogańskie, które dostosowywały wybrane elementy do swych własnych potrzeb, a także dokonywały ich nie zawsze prawdziwych interpretacji.
Aby rozpocząć tę opowieść, musimy się natomiast przenieść do IX wieku naszej ery, kiedy to możemy mówić o początkach istnienia państwa niemieckiego. Trzeba mieć świadomość, że do jego powstania przyczyniła się przede wszystkim dynastia Liudolfingów, która pomimo wielu trudności wykształciła ostatecznie obszar terytorialny odpowiadający swym charakterem krajowi i pozostający całkowicie pod zasięgiem ich władzy. Pewne elementy niemieckiej państwowości powstały już około 150 lat wcześniej za panowania Franków, ale Germania w tym okresie nadal złożona była głównie z wielu nie do końca uznających zwierzchnictwo jednego władcy plemion. Dodajmy jeszcze, że plemiona te posługiwały się niejednolitym językiem, pośród którego wymienić można dialekty germańskie, romańskie czy nawet słowiańskie. Nie wszystkie uznawały także – co jest tutaj kluczowe – duchowe zwierzchnictwo Stolicy Apostolskiej, pomimo tego iż oficjalnie państwo wschodniofrankijskie (jak nazywano ówcześnie obszar, na którym powstawały m.in. przyszłe Niemcy) przyjęło chrzest z rąk św. Bonifacego jeszcze w VII wieku.
Co ciekawe, decyzją św. Bonifacego na terenie Bawarii chrzest był wykonany dwukrotnie, ponieważ prowadzący po raz pierwszy na tym terenie działania chrystianizacyjne inny duchowny użyć miał niezgodnej z nauką kościoła formuły: „Chrzczę Ciebie w imię ojczyzny, córki i Ducha Świętego”. Błąd ten nie był oczywiście celowym działaniem świadczącym o istniejącej w ludziach potrzebie umocnienia niemieckiej państwowości, jaką znamy choćby z okresów rządów Bismarcka czy Hitlera, gdyż wówczas nie mogło być o tym mowy. Traktować go należy jako nieporozumienie wynikające z braku posiadania odpowiedniej wiedzy z zakresu łaciny przez udzielającego chrztu. Miał on wtedy wypowiedzieć, zamiast prawidłowej formy „in nomine patris et filii et spiritus sancti” jej przeinaczoną, a brzmiącą w następujący sposób wersję: „in nomine patria et filia et spiritus sancti”. Należy przyznać, że wydarzenie to z dzisiejszej perspektywy jest pewnym chichotem historii, stanowiącym swoistą zapowiedź zjawiska pokazującego, jak w przyszłości Niemcy będą jeszcze wielokrotnie naginać pewne dogmaty na potrzeby chwili czy też własnej propagandy, aby wszystkie aspekty życia, włącznie ze sferą duchową, podporządkować państwu.
Wracając jednak do głównego wątku trzeba tutaj zauważyć, że misja chrystianizacyjna prowadzona na terenie przyszłych Niemiec, pomimo jej zakrojenia na szeroką skalę, raczej nie osiągnęła zamierzonego efektu; przyjmując tu oczywiście, że celem miało być objęcie zasięgiem wpływu Rzymu całości obszaru tworzącego się państwa. Przyczyny wyjaśniającej tę sytuację należy upatrywać we wspomnianych uprzednio plemionach, ale też w samej istocie sakramentu chrztu, która w pełni rozumiana była tylko i wyłącznie przez krąg najważniejszych osób w przyjmującym go państwie, czy też mieszkańców większych grodów. Kwestia ta dotyczyła nie tylko Niemiec, ale całego procesu chrystianizacji Europy.
Warto w tym miejscu wyjaśnić, na przykładzie Polski, że władcy i mieszczaństwo wiedzieli czy też odczuwali, że po prawdzie nie chodzi tylko o przyjęcie nowej religii, a o akt polityczny i idące za nim korzyści. Dopiero w drugiej kolejności poznawali oni płynącą ze Stolicy Apostolskiej naukę, stając się chrześcijanami. Inaczej było natomiast z mieszkańcami terenów odległych od głównych ośrodków życia i władzy, stanowiących niejednokrotnie niemającą świadomości o idących za tym zjawiskiem profitach większość. Bywało więc często tak, że początkowo nie mogli się oni pogodzić z faktem tej bez wątpienia dużej ingerencji w ich życie. Przystępowali do chrztu, ale robili to najczęściej jedynie ze względu na nakaz i chęć uniknięcia represji. W głębi zaś pozostawali oni najczęściej wierni swym dawnym wierzeniom, czego oddźwięk możemy dostrzec w historii państwa Polan, odnosząc się do mającego w nim miejsce zbrojnego wystąpienia przeciw chrześcijaństwu, określanego mianem tzw. „reakcji pogańskiej”, której początki sięgały 1022 roku.
W powstającym dopiero państwie niemieckim zjawisko jawnego, społecznego buntu przeciwko katolicyzmowi nie miało natomiast miejsca, a przynajmniej jeszcze nie w wiekach średnich. Wydarzyło się tam jednak coś zupełnie innego, gdyż uważa się, iż przeciwko władzy papieskiej wystąpił nie kto inny jak wybrany na króla w 919 roku Henryk I Ptasznik. Krok ten miał być wyrażony poprzez jego niejednoznaczną i różnie intepretowaną dziś decyzję o rezygnacji z kościelnej ceremonii koronacji, choć trudno jest dziś stanowczo stwierdzić, jakimi przesłankami była ona rzeczywiście motywowana. Obecnie uznaje się najczęściej, że był to tylko i wyłącznie pusty wobec Rzymu gest, mający na celu podkreślenie jego pozytywnego stosunku do germańskich książąt. Związany z nim przekaz wskazywał, iż nowy władca nie ma zamiaru opierać się o instytucję Kościoła ani toczyć z książętami walk o zwierzchnictwo nad ich ziemiami.
Henryk I miał też wtedy rzekomo stwierdzić, iż nie jest godzien doznania takiej łaski, jaką reprezentuje kościelna koronacja. Pomimo tego jego decyzja pozostawać musiała trudna do obrony i stanowiła poważny afront wobec ówczesnego arcybiskupa Herigera, co jedynie podsycało przyszłe spekulacje historyków na temat tego zdarzenia. W efekcie jego historia na przestrzeni stuleci była przedstawiana w przeróżny, dostosowany do potrzeby chwili sposób. Dorobiona została mu także łatka przeciwnika Kościoła, a kontrowersje przeistoczyły się wręcz w legendę, inspirującą żyjących wiele lat później artystów, czego przykładem może być tutaj nacechowana neopogańsko, wagnerowska opera Lohengrin, której jednym z głównych bohaterów jest właśnie Henryk I.
Pomijając wszystkie zawiłości, trzeba zauważyć również, że trudno tutaj wywnioskować, jak decyzja ta została odebrana przez żyjących ówcześnie Niemców. Można natomiast sądzić, iż przyjęcie takiego stanowiska musiało zostać odczytane, przynajmniej przez część świadomego politycznie społeczeństwa, jako wymowny znak prawdziwego i w tym ujęciu negatywnego stosunku Henryka I Ptasznika wobec nauki płynącej z Rzymu. Nie można tu też nie wspomnieć, że w przyszłości jego postać Alfred Rosenberg określi mianem „proroka Rzeszy niemieckiej”, a jeden z hymnów SS nazwany zostanie na jego cześć Marszem króla Henryka. Przede wszystkim jednak ten pierwszy germański król był niewyczerpalnym źródłem przeradzającej się w obsesję inspiracji dla samego Heinricha Himmlera. Doprowadziła ona nawet do tego, że Himmler uznał, iż jest wcieleniem Henryka I, co umacniał w jego mniemaniu fakt posiadania takiego samego imienia.
Motywy takiego podejścia szefa SS do osoby Henryka I związane są z faktem, iż odpowiadał on za zorganizowanie pierwszej, zakrojonej na szeroką skalę germańskiej ekspansji zbrojnej przeciwko ludom zamieszkującym ziemie wschodnie. Ze względu na jej zakres oraz potrzebę mobilizacji wielu plemion doszło wówczas do ich konsolidacji. W efekcie zaś poza korzyściami płynącymi z podboju zjednoczenie spowodowało także prawdziwe utworzenie niemieckiego państwa opartego nie na chrześcijaństwie, a na potędze ludów germańskich, wynikającej z ich jedności. W tej perspektywie Henryk I postrzegany był zatem przez Himmlera jako mąż opatrznościowy, dający podwaliny pod powstałą blisko 1000 lat później III Rzeszę. Był on także drogowskazem wyznaczającym kierunki dla ówczesnych Niemiec, gdyż według Reichsführera SS należało dokończyć rozpoczętą w X wieku misję podboju i stałego zajęcia ziem położonych (mówiąc umownie) na prawym brzegu Odry. Tym razem jednak miała się ona zakończyć pełnym sukcesem, a jedyną kompetentną do tego celu formacją mogło być tylko i wyłącznie pozostające pod jego przewodnictwem SS.