Historianaprawde.pl

Czy komendant Auschwitz miał romans z Żydówką?

Szacowany czas czytania: ...

Auschwitz-Birkenau miało być miejscem, z którego więźniowie mieli wychodzić wyłącznie przez krematoryjny komin. Więźniowie według ówczesnej niemieckiej ideologii nie byli ludźmi: zwłaszcza Żydzi byli uznawani za inny, zdecydowanie gorszy gatunek. Tymczasem między komendantem obozu a starszą Żydówką miało dojść do ognistego romansu, którego fundamentem była prawdziwa, żarliwa miłość? Czy to możliwe, żeby Rudolf Hoess dla Eleonory Hodys stracił serce?

Legenda powtarzana przez wielu pisarzy mówi o tym, że do pewnego czasu komendant Auschwitz był wzorem SS-mana. W odróżnieniu od wielu innych oficerów i zwykłych nazistów w mundurach był zainteresowany wyłącznie żydowskim majątkiem i karierą w strukturach SS. Nie brał udziału, czego nie można powiedzieć o wielu innych, w gwałtach na więźniarkach. Rudolf Hoess był przykładnym mężem Hedwig i ojcem gromadki dzieci. Piąte z nich przychodzi na świat jesienią 1943 roku w willi zlokalizowanej nieopodal obozu. Czy w tym czasie komendant ma już kochankę? Tak twierdzą niektórzy pisarze, m.in. Mirosław Krzyszkowski i Bogdan Wasztyl w książce „Nas nie złamią” zastrzegając, że opowiedziana po wojnie historia Eleonory Mattaliano-Hodys (obozowy numer 223) wydaje się „nie do końca wiarygodna”.

39-letnia Hodyn trafia do Auschwitz 26 marca 1942 roku z obozu w Ravensbruck i jest to jeden z niewielu bezspornych punktów jej biografii. Hodyn jest z pochodzenia Austriaczką, ale prawdopodobnie ma też włoskie obywatelstwo po mężu (stąd dwa nazwiska). Czy naprawdę jest Żydówką? Czy badaczką Pisma Świętego, jak wówczas nazywano świadków Jehowy? Na pewno jest w obozie zarejestrowana jako więźniarka polityczna, Reichdeutsche i nosi czerwony winkiel bez litery. Jako zawód podała pomoc aptekarską, ale… Prawdopodobnie komendant osobiście zwraca na nią uwagę, bo szybko dostaje wyjątkową pozycję w obozie: ma pracę jako… osobista hafciarka komendanta, mieszka w jego wilii we własnym pokoju, cieszy się sobotnimi urlopami i przepustką pozwalającą jej opuszczać obóz. Być może osobliwa relacja między więźniarką a komendantem zostaje zauważona przez jego żonę, bo kiedy Rudolf Hoess trafia do szpitala w wyniku upadku z konia, Hedwig Hoess sprawia, że Hodys trafia do kompanii karnej. Napisała stamtąd rozpaczliwy list do komendanta z prośbą o pomoc. Zanim stanie jej się coś bardzo złego, komendant ją ratuje z opresji i po dwóch tygodniach Eleonora jest już w więzieniu dla esesmanów przy komendanturze, gdzie Hodys zostaje własną celę i ma gwarancję bezpieczeństwa. W celi odwiedza ją kilkukrotnie komendant Hoess, czego następstwem jest… ciąża więźniarki. To już jest za dużo dla Niemca, więc Eleonora trafia do osławionego bloku 11, do celi „stojącej”, a w czerwcu 1943 roku do Birkenau, gdzie lekarze przeprowadzają aborcję. Później Hodys pracuje jako mierniczy, następnie jest zatrudniona w kuchni. Później choruje na tyfus i trafia do obozowego szpitala. Skąd o tym wszystkim wiemy? Głównie od samej Hodys, która była przesłuchiwana przed sądem SS w 1944 roku i później, już po śmierci Hoessa, przed polskim sądem wojskowym w sierpniu 1947 roku. Niewiele jest dowodów i zeznań osób trzecich mówiących o rzekomym romansie komendanta Auschwitz. Sylwia Wysińska („Wizerunek Rudolfa Hössa jako osoby prywatnej: na podstawie akt procesowych i relacji więźniów KL Auschwitz-Birkenau”, w: Wieki Stare i Nowe 5(10), 137-155, 2013) cytuje zeznania ogrodnika Stanisława Dubiela, który w procesie Hoessa zeznał, że „był on bardzo dobrym mężem do czasu, kiedy wskutek nieszczęśliwego wypadku z koniem i przytłuczenia go przez konia podczas jazdy, wyjechał do sanatorium. W sanatorium spotkał jakąś kobietę czy kochankę, dość na tym, że ta dostała się do domu Hoessa, była w obecności żony i dochodziło na tym punkcie do scysji”.

Wiarygodność Eleonory Hodys jest dyskusyjna. Według jej słów, już w 1939 roku została skazana w Westfalii na dwa i pół roku więzienia w sprawie o skrytobójstwo i liczne oszustwa, które miała popełnić przy pomocy odznaki partyjnej NSDAP. Po odbyciu kary nie wypuszczono jej na wolność, tylko przetransportowano do Ravensbruck. Niektórzy twierdzą, że więźniarkę i komendanta łączyło prawdziwe uczucie, ale do… kosztowności. Mówi się, że Hodys była zatrudniona w Effektenkammer, magazynie rzeczy odebranych więźniom, gdzie sortowała biżuterię i najbardziej wartościowe znaleziska przynosiła bezpośrednio Hoessowi. Miano ją z tego powodu nazywać „brylantową Norą”. Kiedy sprawa była bliska ujawnienia, a obozowe Gestapo, z którym komendant nie miał najlepszych stosunków, rozpoczęło własne śledztwo w tej sprawie, Eleonorę przeniesiono do Dachau. Kilka lat temu Eleonorę Hodys przypomniał na łamach „The Jerusalem Post” Rainer Hoess, wnuk komendanta Auschwitz, który poświęcił się promowaniu tolerancji i edukacji o Holokauście. W rodzinie Hoessa ewidentnie temat Hodys był żywy i omawiany. Według wnuka komendanta Hodys „prawdopodobnie nie była Żydówką” i była z Rudolfem Hoessem w ciąży… dwukrotnie. Za pierwszym razem aborcję miał przeprowadzić osobiście doktor Carl Glauberg, który od 1942 roku przeprowadzał w obozie masowe, zbrodnicze doświadczenia pseudomedyczne na więźniarkach. Według Rainera Hoessa po tym jak Eleonora drugi raz zaszła w ciążę z komendantem, jakkolwiek to nie zabrzmi – dla jej bezpieczeństwa więźniarkę odesłano do obozu nie w Dachau, a w Ravensbruck. „Skąd jakimś sposobem udało jej się uciec” – mówi wnuk komendanta magazynowi „The Jerusalem Post”. Dotarła do Wiednia, gdzie… urodziła dziecko, którego ojcem jest Rudolf Hoess. Hodys zmarła w 1964 roku. O losach ich dziecka nic nie wiadomo.

Rainer Hoess, jak twierdzi, postanowił dowiedzieć się więcej o Eleonorze Hodys. Z pomocą Instytutu Historii Współczesnej (IFZ) rzekomo udało mu się odnaleźć majątek byłej więźniarki w magazynie wykonawcy jej testamentu w Wiedniu. „W pudełku znaleźliśmy rękawiczki z inicjałami dziadka, mundury oraz pierścionek z jego inicjałami, wykonany ze złota wyjmowanego z zębów żydowskich więźniów. Moja córka, która jest dentystką, pomogła mi to zbadać. Okazuje się, że w pierścionku były 153 gramy złota. Jeśli wziąć pod uwagę, że przeciętny człowiek miał w ustach od jednego do pięciu gramów złotych plomb, całkiem sporo Żydów zginęło, aby zrobić ten pierścionek” – powiedział dziennikarce „The Jerusalem Post”.

Skip to content